Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Duchy na każdym kroku

25.08.2010 14:10 | 0 komentarzy | 9 069 odsłon | red
Ojciec Pacyfik Czachor, bernardyński misjonarz w afrykańskiej Demokratycznej Republice Konga, odwiedził klasztor w Alwerni. Mówi, że na Czarnym Lądzie roi się od złych duchów. Wystarczy, że dotkną człowieka i zaczyna się koszmar. Opowiedział o swoim spotkaniu z Szatanem.
0
Duchy na każdym kroku
Bernardyn o. Pacyfik Czachor
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Ojciec Pacyfik Czachor, bernardyński misjonarz w afrykańskiej Demokratycznej Republice Konga, odwiedził klasztor w Alwerni. Mówi, że na Czarnym Lądzie roi się od złych duchów. Wystarczy, że dotkną człowieka i zaczyna się koszmar. Opowiedział o swoim spotkaniu z Szatanem.

Łukasz Dulowski: Reporter Ryszard Kapuściński pisał, że na kontynencie afrykańskim zawsze toczy się gdzieś walka.
O. Pacyfik Czachor:
- Ostatnio ustały wojny. Zrobiło się trochę spokojniej. Za to wciąż widać okropną nędzę. Ludzie głodują, szczególnie w miastach. Często jedzą raz na dzień albo i nie, jeśli nie zdobędą paru groszy.

Jak zarabiają?
- Sprzedają złowione ryby, a także własnej roboty odzież, mydło, świeczki, zabawki.

Tam, gdzie panuje bieda, pojawiają się zwykle kombinatorzy potrafiący wyjść na swoje.
- Bogatych jest mało. Jeżeli już to dorabiają się na transporcie rzecznym i drogowym.

Czym, oprócz posługi duszpasterskiej, zajmuje się ojciec w Kongo?
- Wznoszę obiekty sakralne poza kościołem. Wybudowałem ośrodek kultu maryjnego, postawiłem potężne krzyże na ziemi afrykańskiej. Jeden wysoki na dwanaście metrów. Wytyczyłem kalwarię w pobliskich górach.

Tworzy ojciec chrześcijańskie enklawy na kontynencie słynącym z czarów.
- Może nie enklawy, bo w mieście Bukama, gdzie jest siedziba misji, jedna trzecia z około 40 tysięcy mieszkańców to katolicy. Problem polega jednak na tym, że tamtejsi chrześcijanie, wychowani na zwyczajach pogańskich, wierzą w duchy przodków, w ich działanie. Pomimo że są ochrzczeni, w jakimś momencie zaczynają się zbliżać do czarodziejów.

Popełniają więc grzech.
- W sensie teologicznym sprzeniewierzają się religii katolickiej.

O jakiej skali mówimy?
- O dużej i bardzo niebezpiecznej. Czarodzieje produkują różnego rodzaju fetysze, kryjące siłę złych duchów. Przykładowo buteleczki wypełnione wodą, jakimiś robakami, kamyczkami i włosami. Zwłaszcza włosy białych ludzi są niezwykle cenne. Potęgują moc fetyszu, dlatego po obcięciu trzeba je zaraz spalić. Szamańskie amulety mają często za zadanie jednemu człowiekowi odebrać, a drugiemu przynieść szczęście. Chodzi o wymiar materialny, bo w pogańskiej Afryce nie wierzy się w życie po śmierci.

Czy zdarza się, że chrześcijanin przystępuje do komunii świętej z pogańskim zawiniątkiem ukrytym na szyi lub w ubraniu?
- O tak! Wtedy jego duchowość pęka na pół. Wiara w Boga i Szatana - tego nie da się pogodzić. Taka osoba zaczyna nagle zapadać w chorobę. W grę wchodzą: zakażenie, gruźlica, ogromny ból głowy, schodząca skóra.

Skąd wiadomo, że przyczyną tych schorzeń są właśnie czary?
- Bo nie pomagają żadne leki stosowane w podobnych sytuacjach. Doktorzy w szpitalach bezradnie rozkładają ręce. Odsyłają takich pacjentów do misjonarzy. Codziennie przychodzą do mnie dwie, trzy osoby proszące o ratunek.

I co ksiądz robi?
- To nie są ludzie wykazujący symptomy opętania, czyli miotający się po ziemi, toczący pianę z ust. Często wystarcza odmawianie różańca, codzienne picie wody święconej i kropienie nią mieszkania. Miałem jednak człowieka, nad którym musiałem pracować trzy lata, żeby uwolnić go od złych duchów.

Czy ojciec naprawdę wierzy w te czarodziejskie moce?
- Nie trzeba wierzyć. To się po prostu dzieje. Przybierają postać czarnych ludzi. Wystarczy, że dotkną i pojawia się choroba.

Ksiądz mówi tak, jakby spotkał się z afrykańskim duchem.
- Bo spotkałem się.

Nie do uwierzenia!
- To wydarzyło się jakiś czas temu. Nie w Bukamie, lecz na innej misji w Kongo. Wieczorem zgasiłem światło, zamknąłem bramę i spuściłem psy. Położyłem się spać. Późną nocą poczułem, że ktoś leży obok i plecami spycha mnie z łóżka. Przestraszony pomyślałem: kto to może być, przecież byłem sam na misji. W końcu obróciłem się. Na ścianie zobaczyłem postać Szatana z twarzą człowieka, ale okropnie wykrzywioną. Wyciągał szpony. Mówił w zrozumiałym dla mnie języku: „Jesteś w moich rękach”. Zdenerwowałem się. Jak to? Ja, misjonarz, znalazłem się pod władzą demona. Krzyknąłem: „Idź precz w ogień wieczny!” Gdy nakreśliłem w powietrzu krzyż, zjawa zniknęła. Byłem strasznie zmęczony.

To mógł być sen.
- Nie w Afryce, gdzie duchy są na każdym kroku.

O Republice Konga
Kraj nazywany dawniej Kongiem Belgijskim, a potem Zairem. Jedno z największych państw w Afryce, położone w jej środkowej części w dorzeczu Konga. Długość z południa na północ i z wschodu na zachód wynosi ponad 2 tys. km. Graniczy z Angolą, Burundi, Republiką Konga, Republiką Środkowoafrykańską, Rwandą, Sudanem, Tanzanią, Ugandą i Zambią. Podzielony na prowincje. Kinszasa to stolica Demokratycznej Republiki Konga i jednocześnie największe miasto w Afryce. Gospodarka oparta na rolnictwie i górnictwie. Pierwsze miejsce na świecie pod względem wydobycia kobaltu, stosowanego jako dodatek do stopów magnetycznych. Demokratyczna Republika Konga słynie z produkcji bawełny, kawy, kakao oraz herbaty. Najwięcej jest tam protestantów i katolików. Język urzędowy to francuski.

Przełom nr 33 (952) 18.08.2010