Nie masz konta? Zarejestruj się

Ludzie

Objada się niebiańskim sernikiem

29.10.2008 12:22 | 1 komentarz | 3 192 odsłony | red
Mój Franio na pewno założył już w niebie oddział diabetyków – Bogusława Wójciak głaszcze czule fotografię zmarłego męża Franciszka.
1
Objada się niebiańskim sernikiem
Franciszek Wójciak (1939-2004)
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Mój Franio na pewno założył już w niebie oddział diabetyków – Bogusława Wójciak głaszcze czule fotografię zmarłego męża Franciszka.

- Niedawno chciałam sprzedać samochód. Rozpłakałam się z bezradności. To robota dla mężczyzny. Poprosiłam żałośnie zmarłego Franciszka o pomoc. Nie skończyłam płakać, gdy zadzwoniła znajoma Franka z propozycją kupna samochodu. Mój Franio szybko przyszedł z odsieczą – pani Bogusława uśmiecha się znacząco, spoglądając w górę.

- Oj, czuwa nad tobą ten Franek. Zresztą, nad nami pewnie też. Pamiętacie dziewczyny, jak pierwszy raz przyszedł do naszego stowarzyszenia diabetyków? Taki elegancki, uśmiechnięty. Przyznał krótko, że ma cukrzycę i chce dołączyć do chrzanowskiej grupy diabetyków – wspomina Halina Nowak, prezes regionalnego Stowarzyszenia Diabetyków w Chrzanowie.

- Jeden rodzynek w babińcu. Dopiero po latach dołączyli do nas inni mężczyźni. Franek zawsze służył radą i dobrym humorem. Gdy któraś była nie w sosie, albo coś ją trapiło, Franek wysłuchał i raz dwa problem rozwiązał – wtrąca Maria Tworzydło, skarbniczka stowarzyszenia.

Franciszek Wójciak urodził się w Rudce, w powiecie lubaczowskim, kilkanaście dni przed wybuchem drugiej wojny światowej. Przez wiele lat mieszkał w pobliskim Cieszanowie. Jako świeżo upieczony technik mechanizacji rolnictwa rozpoczął pracę w państwowych ośrodkach maszynowych. Do Chrzanowa przyjechał w latach sześćdziesiątych. Zatrudnił się w POM-ie. Tam poznał swoją przyszłą żonę.

- Nigdy nie zapomnę, jak Franek przyjmował się do pracy. Zastępowałam koleżankę w sekretariacie i osobiście odbierałam jego podanie. Nie chciał wyjść z biura. Siedział w milczeniu i wpatrywał się we mnie – pani Bogusława rumieni się na samo wspomnienie.
Po dwóch latach wzięli ślub.

- Ile to ja z nim zwiedziłam zakątków w kraju i za granicą... Franciszek lubił podróżować, bawić się. Był duszą towarzystwa. Kochał też łakocie. Sernik z rodzynkami zjadał jeszcze ciepły. Łasuch z niego był ogromny. Teraz pewnie objada się niebiańskim sernikiem – podśmiechuje się pani Bogusława.

- Oj, lubił się bawić. Hulał na parkiecie do rana. To on zawsze organizował wszystkie wycieczki diabetyków. Nigdy nie zapomnę, jak na imprezie ostatkowej, w chrzanowskiej restauracji Nowa, podszedł do mnie, strapionej. Rozśmieszył mnie, podał lampkę szampana i przepędził wszystkie smutki. Dodał, że 8 marca zamówi diabetyczkom striptizera. Aż trudno uwierzyć, że dwa dni później odszedł na zawsze – zamyśla się Halina Nowak.

Na początku lat 70. Franciszek założył SKR w Alwerni. Był pierwszym dyrektorem spółdzielni. Potem przeniósł się do Jaworzna. W 1981 r. został wiceprezesem Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Chrzanowie. Sześć lat później, po zawale, przeszedł na rentę. Miał jeszcze dwa zawały. Trzeci okazał się śmiertelny.

- Obejrzał mecz i poszedł spać. Już się nie obudził. Zmarł w Środę Popielcową, 25 lutego. Nie doczekał 65. urodzin – wspomina Bogusława Wójcik.

 
- Pamiętam, jak powtarzał, że ten, który pierwszy z nas umrze, zakłada w niebie stowarzyszenie diabetyków. Myślę, że już tam ostro działa – zamyśla się.
(MB)

Przełom nr 43 (859) 22 X 2008