Nie masz konta? Zarejestruj się

Chrzanów

Marzy mi się drużyna w każdej szkole

21.05.2024 17:00 | 0 komentarzy | 1 983 odsłona | Ewa Solak

Z ARCHIWUM TYGODNIKA „PRZEŁOM". Harcerstwo ma sporą konkurencję w postaci rozmaitych zajęć tanecznych, muzycznych czy językowych. Ale się staramy. Dla wielu dorosłych jesteśmy nadzieją na to, że ich dzieci się uspołecznią, nauczą praktycznych rzeczy, choćby zmywania po sobie talerzy czy sprzątania - w rozmowie z Ewą Solak mówi pwd. Sławomir Lament, nowy komendant ZHP Hufca Chrzanów.

0
Marzy mi się drużyna w każdej szkole
Sławomir Lament, nowy komndant ZHP Hufca Chrzanów
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas
Rodzice coraz częściej zapisują dzieci do harcerstwa w obawie, że maluchy siedzące w telefonach czy tabletach całkiem stracą kontakt z rówieśnikami.
Coś w tym jest i wcale się temu nie dziwię. Sam mam trójkę dzieci. Harcerstwo ma jeszcze sporą konkurencję w postaci rozmaitych zajęć tanecznych, muzycznych czy językowych. Nie zawsze udaje nam się być najbardziej atrakcyjną formacją i tę konkurencję pokonać. Ale się staramy. Dla wielu dorosłych jesteśmy nadzieją na to, że ich dzieci uspołecznią się, nauczą praktycznych rzeczy, choćby zmywania po sobie talerzy czy sprzątania.

Brzmi brutalnie.
Trochę, bo przecież tak naprawdę harcerstwo to sposób na spędzanie czasu, a dla niektórych sposób na życie. Proszę sobie wyobrazić, że któregoś razu, będąc na obozie w Szarym Dworze, wpada do namiotu chłopak i mówi, że miotła się zepsuła. Poszedłem sprawdzić, o co mu chodzi, a on zaczął machać miotłą jak rurą od odkurzacza i mówi: widzi druh, w ogóle nie działa. To nie były żarty. Zdarza się, że wyjeżdżając na obóz po raz pierwszy w życiu, stykają się z tym, że sami po sobie muszą umyć talerze, pościelić łóżko.

A wy ich tego uczycie.
Szkoda, że nie wynoszą tego z domów. Ale faktycznie harcerstwo to swego rodzaju szkoła życia. Wielu rzeczy się można nauczyć i to później w życiu procentuje lub choćby to życie ułatwia. To nie jest wojsko, bo tu nie chodzi o rozkazy i „bycie na baczność". Staramy się jednak wpoić młodym ludziom szacunek dla starszych, chęć poznawania świata i trochę dyscypliny.

Pan od dawna jest harcerzem?
Od 2006 roku, ale nie byłem zuchem, bo miałem już 14 lat, więc od razu wstąpiłem do drużyny harcerskiej.

Co pana skusiło?
Kolega mnie namówił. Wcześniej dużo grałem w piłkę, ale nabawiłem się paskudnej kontuzji i musiałem przestać grać. Spotkał mnie znajomy i mówi: Chodź, zobaczysz. I tak przecież nie grasz. No to poszedłem i tak już zostało. Drużynę mieliśmy wtedy przy SP 5 w Chrzanowie. Zaciekawiły mnie m.in. gry terenowe, a przede wszystkim świetni ludzie.

Żonę też pan poznał w harcerstwie?
Nie do końca, ale jak się poznaliśmy, to zaczęła chodzić na zbiórki. Więc poniekąd jest to harcerska miłość.

Pana dzieci też działają w ZHP?
Jeden syn tak, drugi nie jest za bardzo zainteresowany. Ale na przykład moja najmłodsza córka Jagoda lubi harcerstwo, a będąc na obozie w Szarym Dworze nauczyła się chodzić. Miała wtedy 11 miesięcy.

Niedawno przejął pan stery w chrzanowskim Hufcu ZHP i został komendantem. Ma pan jakieś plany związane z działalnością hufca?
Spore. Na szczęście kadra seniorska cały czas nam pomaga, więc zawsze mogę liczyć na wsparcie choćby byłych komendantów, czy to ze strony dh Janusza Spyta, dh Wojtka Marca czy dh Mariana Pałczyńskiego i innych. Teraz czekają nas remonty w siedzibie przy ul. 3 Maja, ale powoli przygotowujemy się również do obchodów jubileuszu 40-lecia bazy obozowej w Szarym Dworze. Chcemy zorganizować różnego rodzaju challenge (wyzwania) zarówno dla harcerzy, jak i naszych sympatyków.

Tych sympatyków chyba jest sporo. Mnóstwo znanych mi osób wakacje spędzało z harcerzami na obozach w Szarym Dworze.
Nawet nie próbuję ich zliczyć, ale sądzę, że to naprawdę tysiące ludzi. Co więcej wielu z nich do nas wraca, nawet jeśli są już dorośli i mają własne dzieci. Niektórzy dopiero jako dojrzali ludzie odkrywają magię Szarego Dworu i przyjeżdżają co rok. Mamy zaprzyjaźnioną osobę, która mając 35 lat po raz pierwszy odwiedziła nasz obóz i od tamtej pory jeździ za każdym razem. Obecnie jako wychowawca.

To już nie są czasy, gdy kąpiele brało się w namiotach sanitarnych, a menażki myło piaskiem.
Warunki się zmieniły i jest zdecydowanie bardziej komfortowo dla dzieci, choć wcale nie mówię, że to jest lepsze. Są murowane toalety, prysznice, domek dla zuchów i wiele innych udogodnień, co związane jest przede wszystkim z koniecznością dostosowania warunków do wymagań sanepidu. Nie zmienia to faktu, że dla wielu młodych osób to pierwsze przeżycia związane z noclegiem w namiotach czy praniem w pralce typu Frania. Najmłodsze dzieci samodzielnie tego oczywiście nie robią, ale starsi muszą sobie radzić. Dla maluchów jest też wyparzarka do talerzy, ale i oni też uczą się samodzielności.

Wiem, że to się zmieniło już dobrych parę lat temu, ale czemu nie jeździcie pociągiem nad morze?
Bo w autokarze dzieci są bezpieczniejsze, a poza tym dowozi nas na miejsce. Nie musimy się nigdzie przesiadać, a podróż trwa krócej. Wiem, wiem, jazda pociągiem przez kilkanaście godzin to była świetna integracja, ale proszę mi wierzyć, autobus w tym wypadku jest lepszy.

A co z telefonami? Zasięg nie jest tam najlepszy, ale i tak dzieci pewnie się z nimi nie rozstają.
Szczerze mówiąc, nie mają kiedy się nimi bawić, bo cały czas coś robią. Mają mnóstwo zajęć terenowych i jeśli nie idą na plażę, to idą do lasu. Każdy komendant podobozu sam decyduje o tym, co dzieci mają zrobić po przyjeździe z telefonami. U mnie harcerze mają powiedziane, że mogą je mieć przy sobie, ale nie mogą używać podczas zajęć. Jest na to czas wolny.

Rodzice często odwiedzają na obozie dzieci?
Przyjeżdżają sprawdzić, czy wszystko w porządku, przywieźć więcej ciuchów na zmianę. Mogą u nas wykupić miejsce na polu namiotowym, a także obiady, jeśli chcą. Od kilku lat współpracujemy z firmą, której pracownicy przyjeżdżają z nami na obóz i przygotowują nam posiłki. To małżeństwo też zakochane w Szarym Dworze.

A jak udaje wam się kompletować kadrę? Wiem, że nieraz są problemy z tym, żeby namówić kogoś do opieki nad dziećmi. I to na trzy tygodnie.
Problemy pojawiają się, gdy młodzi ludzie idą na studia i kontakt z harcerstwem czasem się urywa. Na szczęście nie mamy tego kłopotu i liczę, że nas to nie dotknie. Mamy wystarczającą liczbę instruktorów, świetnie przygotowanych ludzi.

Cena za trzy tygodnie pobytu w Szarym Dworze nigdy nie była wygórowana.
I mam nadzieję, że nigdy nie będzie, choć wiele osób, oglądając naszą bazę, dziwi się, że stawki są tak niskie. W tym roku cena za turnus dla harcerzy to 2100 zł od osoby, a dla osób niezrzeszonych w ZHP to 2300 zł. Za prawie miesiąc pobytu nad morzem z opieką i pełnym wyżywieniem. Plus wycieczki w różne miejsca. Zapraszamy wszystkich. W tym roku w lipcu organizować będziemy obchody jubileuszu bazy obozowej. Pewnie przyjedzie trochę gości.

Oprócz organizacji obozów angażujecie się w różne inicjatywy pomocowe.
Pomagamy w zbiórkach, organizujemy akcje dawstwa szpiku kostnego czy włączamy się w WOŚP. Liczymy, że to także przyciągnie w nasze szeregi nowych członków. 20, 30 lat wstecz w harcerstwo angażowało się zdecydowanie więcej osób.

Wiele osób pyta o drużyny w szkołach. O to, gdzie działacie.
Mnie to się marzy, żeby kiedyś w każdej szkole działała drużyna. Choćby niewielka, ale prężna. Żeby drużyny powstawały także w sołectwach. To by było wspaniale.

________________________________________

Sławomir Lament ma 31 lat. Posiada stopień przewodnika (pierwszy harcerski stopień instruktorski). Skończył najpierw SP 5, następnie PG 3 w Chrzanowie, potem Zespół Szkół Ekonomiczno-Chemicznych w Trzebini na kierunku technik obsługi ruchu turystycznego. Pracuje jako mistrz zmiany w Valeo. Z harcerstwem związany od 14. roku życia. Ma żonę i trójkę dzieci.

Archiwum Przełomu nr 08/2024