Nie masz konta? Zarejestruj się

Odbudować, co strawił ogień

04.05.2005 00:00
Pożar wybuchł w środku nocy, 8 marca. - Zobaczyłem błysk. Myślałem, że syn zapalił na piętrze światło. A to był ogień - wspomina Zdzisław Żurawski.
Pożar wybuchł w środku nocy, 8 marca. - Zobaczyłem błysk. Myślałem, że syn zapalił na piętrze światło. A to był ogień - wspomina Zdzisław Żurawski.
Powodem pożaru sprzed dwóch miesięcy było zwarcie starej instalacji elektrycznej. Doszczętnie spłonął dach budynku i pokój na strychu. W domu mieszka małżeństwo Zdzisław i Irena Żurawscy oraz trójka ich dzieci: Piotr (33 lata), Urszula (26 lat) i Jadwiga (19 lat).

Straszna noc
- To była straszna noc. Sąsiedzi zawiadomili straż pożarną. Cztery wozy przyjechały z Chrzanowa, jeden z Libiąża. Przed nimi zjawiła się policja i straż miejska. Policjanci od razu zapytali, czy wszyscy są cali i zdrowi. Syn miał poparzoną dłoń, prawie do kości. Przyjechało pogotowie – przypomina przebieg wydarzeń Żurawski.
Pożar udało się ugasić. Cud, że ogniem nie zajęły się sąsiednie zabudowania. Żurawscy opowiadają, jak pod wpływem gorąca strzelały eternitowe dachówki.
- Potem zbieraliśmy je po całym ogródku. Niektóre wylądowały na dachach sąsiednich domów – mówi pan Zdzisław.
Instalacja elektryczna była tak stara, jak dom wybudowany w latach czterdziestych. Przybywało urządzeń, a instalacja nie była wymieniana. Nic dziwnego, że nie wytrzymała.
- Z prądem nie ma żartów – kwituje pan Zdzisław.

Nerwy nie dawały spokoju
Parter budynku nie spłonął, ale zniszczyła go woda ze strażackich pomp. Pierwszą noc Żurawscy spędzili u kuzyna za płotem. Nie przespali ani minuty. Nerwy nie dawały im spokoju.
Potem przez miesiąc mieszkali w czwórkę w hotelu Lipsk (syn został u kuzyna, by mieć oko na opuszczony dom), gdzie schronienia udzieliło im Chrześcijańskie Stowarzyszenie Dobroczynne. Ich pobyt w hotelu opłacił Ośrodek Pomocy Społecznej. Chwalili sobie warunki w Lipsku, ale nawet przez jedną chwilę nie mogli zapomnieć o pożarze. Codziennie zaglądali na pogorzelisko. Bali się też szabrowników.
- Sąsiad widział złomiarzy, którzy przyjechali pod nasz dom z wózkiem do przewozu złomu. Dobrze, że policja często patrolowała okolice – kiwa głową pani Irena.

Jesteśmy wdzięczni
To jednak nieliczne przykrości, jakie ich spotkały. Mieszkańcy Żarek, rodzina, a nawet samorządowcy od razu ruszyli z pomocą.
- Poszedłem do proboszcza i opowiedziałem, co się stało. Ksiądz ogłosił na mszy zbiórkę pieniędzy wśród parafian. Swoje diety z jednego miesiąca przekazali nam też libiąscy radni. Dach sfinansowała rodzina. Jesteśmy im wszystkim za to ogromnie wdzięczni – zapewniają Żurawscy.
Dom ma już nowy dach. W środku pracuje elektryk, zakładając nową instalację. Wszędzie jest pełno kurzu po kuciu ścian. Pomieszczenia są zawilgocone. Żurawski obawia się, że na ścianach pojawi się grzyb.
- Do tej pory była brzydka pogoda i nie bardzo mogliśmy wietrzyć pomieszczenia. Wszędzie czuć stęchliznę. Wysuszyliśmy pościel, ale to już nie to samo. Przydałaby się nowa – mówi pani Irena.

Nie jest łatwo
Nowa pościel to nie jedyna pilna potrzeba Żurawskich. Brakuje im mebli, zwłaszcza do pokoju syna. Przydałaby się szafa, krzesła, stół, a także coś na podłogę, może dywan czy chodnik, firanki i zasłony, koce.
Rodzinie nie jest łatwo. Pan Zdzisław jest na rencie, od lat choruje. Żona po urodzeniu pierwszego dziecka nigdy nie wróciła do pracy. Dokucza jej serce. Z dorosłych dzieci tylko syn Piotr pracuje w Fabloku.
Katarzyna Bartosik
Osoby, które chcą pomóc rodzinie Żurawskich, proszone są o kontakt z Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Libiążu, tel. 627-74-66

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 18 (680)
  • Data wydania: 04.05.05

Kup e-gazetę!