Nie masz konta? Zarejestruj się

Powitanie z Afryką

21.12.2004 00:00
Od trzech lat Afryka to jej drugi dom. Dla swoich parafian z Mozambiku jest nie tylko siostrą zakonną, ale również pielęgniarką, zielarką i osobą, do której przychodzą po radę.
Od trzech lat Afryka to jej drugi dom. Dla swoich parafian z Mozambiku jest nie tylko siostrą zakonną, ale również pielęgniarką, zielarką i osobą, do której przychodzą po radę.
Podczas przygotowań do ślubów wieczystych pochodząca z Młoszowej siostra Ancilla Bartosik ze Zgromadzenia Służebnic Ducha Świętego napisała do przełożonej generalnej w Rzymie, że chce jechać na misje do jednego z portugalskojęzycznych krajów Afryki lub na Syberię. Została skierowana do Mozambiku, położonego w południowo-wschodniej Afryce.

Językowe szlify
W styczniu 2001 r. poleciała do stolicy Mozambiku – Maputo. Był to dla niej duży przeskok. Nie tylko klimatyczny (w Polsce panowała mroźna zima, w Afryce przywitał ją upał), ale również kulturowy.
- Przede wszystkim zaskoczyło mnie ubóstwo tych ludzi. Nawet w stolicy można spotkać dzieci handlujące na ulicach. Wystarczy, że zobaczą białego, a już biegną do niego w nadziei sprzedania mu swojego towaru, głównie owoców – siostra Ancilla dzieli się pierwszymi wrażeniami z pobytu na Czarnym Lądzie.
Przez pół roku uczyła się na miejscu portugalskiego. (Do 1975 r. Mozambik był portugalską kolonią i do dziś jest tam językiem urzędowym). Potem trafiła do Monapo i Quixaxe – dwóch parafii na północy kraju, położonych w prowincji Nampula. Jak przyznaje, dopiero wtedy zobaczyła prawdziwą Afrykę – z chatami z bambusa i gliny, krytymi specjalną trawą znalezioną w buszu.
Kolejne wyzwanie stanowiło nauczenie się języka makhwua, jakim posługuje się najliczniejsze plemię o tej samej nazwie, żyjące w tamtych stronach. Po portugalsku mówili tylko pozostali członkowie misji (ojcowie werbiści z Brazylii, Portugalii i Indii oraz siostry zakonne z Argentyny, Filipin i Brazylii) oraz mieszkańcy miasteczka.

Modlitwa na co dzień
- Teren naszej misji jest dość rozległy, bo dochodzi do 100 kilometrów. Oprócz dwóch parafii, działa tam czterdzieści wspólnot. Możemy je odwiedzić tylko kilka razy w roku. Na co dzień ci ludzie sami spotykają się pod przewodnictwem animatora, by modlić się i rozmawiać o wierze – opowiada siostra Ancilla.
Zadanie misjonarzy i pomagających im sióstr nie sprowadza się tylko do sprawowania posługi religijnej. Dotyczy też innych ważnych sfer życia.
- Udzielamy pierwszej pomocy medycznej poparzonym czy pogryzionym przez psy i węże dzieciom. Staramy się wpoić ludziom nawyki zdrowotne. Uczymy na przykład, jak utrzymywać higienę czy zapobiegać zarażeniu się AIDS. Ta choroba jest wielkim problemem. Zajmuję się też wyrobem lekarstw z ziół. Zarówno tych sprowadzonych z zewnątrz, jak i uzyskiwanych z roślin afrykańskich – pomocnych zwłaszcza przy zwalczaniu chorób skóry. Chcemy nauczyć naszych parafian, jak samemu można wytwarzać maści, syropy, nalewki czy mieszanki ziołowe. Oczywiście warunki są prymitywne. Za sprzęt do sterylizacji musi wystarczyć samo słońce. Z lekarstw dysponujemy antybiotykami i środkami przeciwbólowymi. Staramy się pomagać ludziom bezpośrednio w wioskach, gdyż nie wszyscy mogą dotrzeć do znajdującego się w Monapo szpitala i ośrodka zdrowia – opowiada pochodząca z Młoszowej misjonarka.

Być ubogim wśród ubogich
Podkreśla, że mieszkańcy Mozambiku są ludźmi bardzo otwartymi i spontanicznymi. Zachowali pogodę ducha, mimo bolesnej historii (ich przodków sprzedawano na targach niewolników) oraz trudnej teraźniejszości. Dlatego liturgia w ich wykonaniu trwa zwykle ponad dwie godziny, gdyż wzbogacają ją spontaniczne tańce i śpiewy. Dla misjonarzy bardzo ważne jest utrzymywanie bezpośredniego kontaktu z ludźmi.
- Do swoich chat zapraszają mnie nie tylko chrześcijanie, ale również muzułmanie czy wyznawcy tradycyjnych wierzeń afrykańskich. Siadamy wtedy na ziemi i rozmawiamy. Z jednego talerza jemy palcami ugotowaną dynię, orzeszki ziemne czy ziarno prosa. Mają niewiele, ale chętnie się tym dzielą. Niekiedy, niestety, przymierają głodem. Dzieje się tak zwłaszcza na początku pory deszczowej, gdy nie ma jeszcze zbiorów. Wtedy często jest dla nich luksusem zjedzenie jednego posiłku dziennie. Wypalają trawy, by znaleźć myszy polne. Podobno są smaczne, ale nie miałam okazji się o tym przekonać – mówi z uśmiechem siostra.
Podczas rozmów z parafianami stara się przełamywać zakodowane w nich stereotypy o białych jako ludziach, którzy wszystko mają, choć nie muszą pracować.
- Staramy się ich wyprowadzić z błędu naszą codzienną postawą. Dewiza mojego zgromadzenia to „być ubogim wśród ubogich”. Same wykonujemy wszystkie prace. Począwszy od zamiatania, prania czy uprawy ogrodu – podkreśla misjonarka, której wypełniony zajęciami dzień zaczyna się już o wpół do szóstej.
Jej kontakt z Polską ogranicza się do listów i dwóch krótkich telefonów rocznie do najbliższej rodziny.
Po trzyletnim pobycie na misjach niedawno przyjechała do domu na ponad dwumiesięczny urlop. W rodzinnej parafii w Młoszowej 2 stycznia po każdej mszy świętej będzie opowiadać o swoich misyjnych doświadczeniach. Do swoich czarnych parafian wróci na początku lutego.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 51 (663)
  • Data wydania: 21.12.04

Kup e-gazetę!