Nie masz konta? Zarejestruj się

Trzebinia

OPINIA. Przemyślana strategia Trzebini czy wolność słowa?

05.10.2023 09:12 | 3 komentarze | 7 723 odsłon | Tadeusz Jachnicki

Na budowie przy stadionie miejscowego MKS-u, w łódce na pikniku 800+, wernisażu wystawy zdjęć..., ale też na ściernisku na Górach Luszowskich wczesnym rankiem, na spotkaniu w Gaju. Burmistrzowi Trzebini Jarosławowi wojewoda Łukasz Kmita towarzyszy, jak się wydaje, od świtu do nocy. Taki obraz wyłania się m.in. z profilu Jarosława Okoczuka na Facebooku.

3
OPINIA. Przemyślana strategia Trzebini czy wolność słowa?
U góry Tomasz Żołądź na zorganizowanym przez Donalda Tuska marszu Miliona serc w Warszawie, na dole Jarosław Okoczuk z Łukaszem Kmitą pływają w łódce po Chechle. Zrzuty z FB
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas
Wprawdzie między postami z Kmitą, a zdjęciami z ustrzelonymi w lesie czy na polanie grzybami, trafi się relacja ze spotkania z kandydatem opozycji na senatora Krzysztofem Klęczarem (PSL), ale gubi się w gąszczu wpisów z udziałem wojewody. Na marginesie, wspomniany kontakt też nie wziął się znikąd, bo przecież Okoczuk w 2015 r. z listy ludowców starał się o miejsce w sejmie.

Ale wróćmy do politycznego „romansu" z PiS. Trwa on od dość dawna. I dlatego niektórym się wydawało, że burmistrz chce uderzyć w posły z listy Prawa i Sprawiedliwości, więc przymila się, jak może. Ale nic z tego. Trudno ocenić czy sam Jarosław nie aspirował do roli kandydata (co wydaje się jednak mało prawdopodobne), czy też na liście PiS było tak ciasno, że nawet mysz się nie wcisnęła, a co dopiero słabo znany burmistrz. Wprawdzie zapadliska trapiące Trzebinię, go wyniosły na nieco wyższy poziom rozpoznawalności - bo tutaj telewizja, tam radio - ale mimo wszystko, to za mało.
Na liście znalazł się jednak wojewoda Łukasz Kmita, któremu burmistrz, jak tylko może, trzebińskie drzwi otwiera.

Jakież było więc zdziwienie, gdy zastępca burmistrza Okoczuka - Tomasz Żołądź zaczął wspierać posła Platformy Obywatelskiej Marka Sowę na ulotkach i na briefingu politycznym przed urzędem. Po drugiej stronie barykady, naprzeciw swojego szefa, stanął nawet w temacie sprawy sądowej, w której Kmita boksował się w trybie wyborczym z Sową. Pojechał na Marsz Miliona Serc do Warszawy, a wcześniej polecał "Zieloną granicę" Agnieszki Holland, czyli film, który nie jest w smak rządzącym.

To, że mamy różne poglądy, to rzecz naturalna, jednak w dzisiejszym spolaryzowanym politycznie i światopoglądowo świecie, w którym nawet najbliżsi potrafią się do siebie nie odzywać, taka rozbieżność w samorządzie - jak by nie patrzeć od lat upolitycznionym - może co najmniej dziwić.
Tomasz Żołądź zapytany, czy przełożony nie będzie zły, że jego zastępca poszedł w zupełnie innym politycznie kierunku, niż ten wyznaczony przez szefa, odparł: "Jarosław Okoczuk umie oddzielić pracę samorządową od polityki".
Sam burmistrz przekonuje, że faktycznie nie ma nic przeciw. Zapewnia, niczym kolejni prezydenci RP, że jest burmistrzem wszystkich - w tym wypadku mieszkańców gminy, a każdy ma prawo do własnych poglądów.

I choć burmistrz zaprzecza chłodnej kalkulacji, nie sądzę, by obstawienie obu wyścigowych koni było dziełem przypadku. Kręcenie się burmistrza wokół PiS, a jego zastępcy wokół PO, to raczej przemyślana strategia w czasie, gdy nie wiadomo, który koń dobiegnie 15 października do mety jako pierwszy, a co ważniejsze, który będzie tworzył rząd.