Nie masz konta? Zarejestruj się

Grypa polsko-ukraińska

25.11.2009 00:00
O epidemii świńskiej grypy na Ukrainie rozmawiamy z Larisą Zhalinską z Zaporoża i Tatianą Podgorodecką z Chersonu (południowo-wschodnia Ukraina), które odbywają w naszej redakcji tygodniowy staż dziennikarski w ramach projektu Ministerstwa Spraw Zagranicznych, realizowanego przez Wschodnioeuropejskie Centrum Demokratyczne. Przyjechały do Trzebini wraz z tłumaczką, lwowianką, Larisą Nowak.

O epidemii świńskiej grypy na Ukrainie rozmawiamy z Larisą Zhalinską z Zaporoża i Tatianą Podgorodecką z Chersonu (południowo-wschodnia Ukraina), które odbywają w naszej redakcji tygodniowy staż dziennikarski w ramach projektu Ministerstwa Spraw Zagranicznych, realizowanego przez Wschodnioeuropejskie Centrum Demokratyczne. Przyjechały do Trzebini wraz z tłumaczką, lwowianką, Larisą Nowak.

Mateusz Kamiński: - Media kilka tygodni temu informowały o epidemii wirusa A/H1N1 na Ukrainie. Były wiadomości o panice wśród ludzi, zamykanych szkołach, ograniczeniach w organizacji imprez masowych, myciu rąk w spirytusie. Jak całą tę sytuację odczuwałyście wy, mieszkanki tego kraju?
Larisa Zhalinskaya:
- Tak naprawdę temat wziął się znikąd. Ludzie nie byli przygotowani na takie wydarzenie. Pewnego wieczoru w wiadomościach przekazano informację, że w kraju mamy do czynienia z epidemią nowego, niebezpiecznego wirusa. Nagle zamknięto szkoły, a nawet uniwersytety! Chyba nikt nie przypuszczał, że ludzie właśnie teraz zaczną chorować, bo przecież najczęściej wzrost zachorowań na grypę (sezonową) pojawiał się w okolicach lutego i marca. To było trochę nietypowe. Wprowadzono zakaz organizacji imprez masowych. I od razu ogłoszono trzytygodniową kwarantannę. Pojawiła się panika. Ludzie biegali po aptekach w poszukiwaniu maseczek, o których najwięcej mówili tak naprawdę politycy, nie lekarze...
Tatiana Podgorodeckaya: - Z pewnością nikt nie mył rąk w spirytusie. Owszem, informowano mieszkańców o potrzebie zwiększonej dbałości o higienę, ale bez przesady. Mówiono o myciu rąk przed wyjściem na ulicę i po powrocie do domu.

Czuć było panikę i strach?
T.P.:
- Tak. W aptekach ustawiały się długie kolejki, również w tych nocnych. Takie zachowania widoczne były przez trzy, cztery dni. Nawet emeryci, którzy mają naprawdę niedużą emeryturę, stali w kolejkach po lekarstwa. Dzień po ogłoszeniu w wiadomościach epidemii, moja mama poszła do apteki, by kupić krople do nosa, popularne, tanie, których zawsze jest pod dostatkiem. Nigdzie nie mogła ich dostać. Wzrósł popyt na takie produkty jak cytryny oraz czosnek. Sprzedawcy podnieśli ich ceny o kilkadziesiąt procent. Przy kioskach z owocami pojawiły się tablice z informacjami, że wszystkie cytryny się wyprzedały. Politycy apelowali do sprzedawców, by nie podnosili cen. Nie działało...

Teraz, patrząc z perspektywy czasu, czy nie macie wrażenia, że epidemia świńskiej grypy była elementem gry politycznej przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi?
L.Z.:
- Nie boję się powiedzieć, że tak było. Najbardziej widoczna w mediach była premier Julia Tymoszenko. Prezentowała się jako bohaterka w walce z grypą. Chciała wszystkim pomóc. Mimo że obowiązywał zakaz organizowania imprez masowych itp., ona wciąż pokazywana była w telewizji, prasie, radiu. Inaczej mówiąc - przedłużyła sobie kampanię wyborczą. Fenomenem potwierdzającym moje zdanie może być sytuacja, że w związku z epidemią zamknięto uniwersytety, co powodowało, że później studenci musieliby odrabiać zajęcia w weekendy. A to im się nie spodobało. Sprzeciwili się. I z uwagi na to, że mają prawo do głosowania, Julia Tymoszenko poparła ich. Losy uczniów szkół i przedszkolaków, którzy nie mogą głosować, interesowały ją mniej. W mediach pojawiały się informacje, by pozostać w domu, bo kraj będzie pryskany przy pomocy samolotów specjalnymi środkami. Nikt ich nie widział... Ludzie później zaczęli sobie żartować. Powstały nawet dowcipy o świńskiej grypie.

Opowiedzcie jakiś...
T.P.:
- Spóźniony o kilka godzin mężczyzna, przychodzi do pracy cały w bandażach, z podbitymi oczami. Koledzy pytają, co mu się stało? Ten odpowiada, że jechał autobusem i sobie tylko kichnął... Pobicie było dotkliwe.
Czyli ludzie po pewnym czasie zaczęli wyczuwać, że z tą epidemią coś jest nie tak?
T.P.: - Tak. Telewizja pokazała nawet raz program z Warszawy, przygotowany przez dziennikarkę ogólnoukraińskiego kanału, która opowiadała, że tam też są przypadki zarażenia się wirusem, ale nie ma paniki i że nikt nie nosi masek.

Nie bałyście się przyjechać do Polski?
L.Z.:
- Absolutnie nie. Wiedziałam, że to wszystko jest przesadzone. Nie miałyśmy też żadnych problemów z otrzymaniem wizy.

Młode dziennikarki miały okazję zapytać o sytuację w naszym kraju związaną ze świńską grypą Piotra Tarczyńskiego, redaktora naczelnego portalu przelom.pl oraz wydawcę „Przełomu”, Alicję Molendę.
Tatiana Podgorodeckaya i Larisa Zhalinskaya:
- Jak postrzegana była Ukraina w momencie, gdy panowała u nas epidemia? Co mówili o niej Polacy?
Alicja Molenda: - Propaganda uprawiana na Ukrainie miała bardzo silne przełożenie na inne kraje. W tym Polskę. Sytuacja Ukrainy związana z wirusem A/H1N1 prezentowana była dramatycznie. Przekazy medialne miały duży wpływ na świadomość ludzi. Nie myśleliśmy, że wszyscy jesteście zarażeni wirusem, ale odnosiło się wrażenie, że bardzo wielu z was. Dopiero po czasie dziennikarze zaczęli analizować tę epidemię i dostrzegać w niej politykę...
Piotr Tarczyński: - W relacjach z Ukrainy mówiono o rosnącej liczbie zachorowań, pierwszych przypadkach śmiertelnych, braku maseczek itd. Pokazywano ulice, po których chodzą ludzie w maseczkach itp. Chcecie się przekonać, jakie skojarzenia mają teraz Polacy? Wyjdźcie na chrzanowski Rynek, podejdźcie do pierwszego napotkanego człowieka i powiedzcie, że jesteście z Ukrainy oraz że chcecie porozmawiać o grypie...

Czy czuć było panikę w aptekach i podobnie jak u nas ludzie zaczęli nagle kupować lekarstwa?
P.T.:
- Paniki nie było i nie ma. Choć ludzie troszkę częściej niż zwykle kupowali lekarstwa, ale na przeziębienie.
A.M.: - Nie spotkałam nikogo w maseczkach ochronnych. Mimo tego w aptekach ludzie się o nie pytali, a i tak wiem, że nikt nie wyszedłby w nich na ulicę.

Czy w związku z epidemią świńskiej grypy, wy dziennikarze czujecie się odpowiedzialni za informację, którą przekazujecie społeczeństwu?
A.M.:
- W polskich mediach elektronicznych o grypie, w jej różnych odmianach, mówi się dużo. Trzy tygodnie temu również przygotowaliśmy materiał o grypie, ale tej sezonowej, nawiązując do wydarzeń w całym kraju. Zasięgaliśmy informacji u lekarzy i specjalistów, którzy przedstawiali sytuację w naszym powiecie. Tytuł artykułu brzmiał „Bój się grypy”, bo naprawdę może być ona bardzo niebezpieczna. Staramy się jednak patrzeć na temat trzeźwo.
Mateusz Kamiński

Na zdjęciu (od lewej): Piotr Tarczyński, Larisa Zhalinskaya, Tatiana Podgorodeckaya oraz Larisa Nowak


CZYTAJ TAKŻE

MAXYMALNY SHOPPING - CZYLI JAK OTWARCIE CENTRUM HANDLOWEGO MAX W CHRZANOWIE WIDZIAŁY UKRAIŃSKIE DZIENNIKARKI - LARISA ZHALINSKAYA I TATIANA PODGORODECKAYA

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 47 (915)
  • Data wydania: 25.11.09

Kup e-gazetę!