Nie masz konta? Zarejestruj się

Ciasno wszędzie, co to będzie

29.11.2006 00:00
EKSTREMALNA PRZEJAŻDŻKA. Godzina 15.15 na chrzanowskim dworcu autobusowym. Na stanowisko podjeżdżają dwa autobusy linii 338 do Libiąża. Pasażerowie przygotowują się do wsiadania.
Godzina 15.15 na chrzanowskim dworcu autobusowym. Na stanowisko podjeżdżają dwa autobusy linii 338 do Libiąża. Pasażerowieprzygotowują się do wsiadania.
- Wskocz do środka i połóż plecaki, żeby zająć miejsca – dwaj młodzi ludzie, stojący w towarzystwie koleżanki, planują strategię działania.
Ta po chwili staje się niewykonalna, bo tłum już szturmuje drzwi. Pasażerowie rozdzielają się na oba autobusy mniej więcej po połowie. Wsiadam do tego jadącego bezpośrednio przez Maniska i Żarki. W środku jest ponad trzydzieści osób.

Wrażenie brudnej szyby?
Jest już ciasno, ale na tyle przestronnie, że mogę jeszcze położyć plecak na podłodze. Na każdym przystanku dosiadają się nowi pasażerowie. Na ulicy Siennej jazda robi się lekko hardcorowa. Jeden z pasażerów rezygnuje w ostatniej chwili. Ma klaustrofobię, czy tylko źle odczytał numer pojazdu? Jako ostatnia wchodzi do pojazdu staruszka o lasce. Nawet gdyby ktoś chciał jej ustąpić miejsca, to nie ma takiej możliwości. W środku małego autobusu jest już około 55 osób. W jadącej za nami „338”, kursującej przez Zagórze, też czarno od ludzi. Choć być może to wrażenie potęguje brudna tylna szyba.

Pobić rekord Guinessa
Jedni narzekają na ścisk, inni zrezygnowani patrzą w okno. Młodzieniec, stojący obok, słucha przez słuchawki techno. Ktoś litościwy otwiera górną klapę i do naszego autobusu, wyglądającego niczym puszka z sardynkami, dostaje się świeże powietrze. To odpowiedni moment, bo robi się cokolwiek duszno. Na dodatek podróż się wydłuża. Wiadomo, Borowcowa zamknięta i nadkładamy drogi przez Południe. Na szczęście na osiedlu niewielu wsiada. Choć z drugiej strony żal, bo można by spróbować pobić rekord Guinessa w liczbie pasażerów na metr kwadratowy. Ludzie karnie kasują bilety. Choć w takiej ciżbie nawet „kanar” by daleko nie pofrunął. Na Rospontowej wysiada kilka osób, więc można sobie pozwolić na luksus i złapać się za poręcz. Na drugim Borowcu to nawet można wyprostować obie ręce.

Sporty ekstremalne za 2,60 zł
W lesie na Maniskach mija nas większy autobus. Na tablicy widać numer 338. No tak, w następny kurs z chrzanowskiego dworca można będzie ruszyć już w ludzkich warunkach. A że to już będzie po godzinie szczytu, to pewnie niewielu obchodzi. No, oprócz tych co stoją koło mnie. Ale za jedyne 2,60 zł. mogą choć przez chwilę poczuć, jak wyglądają sporty ekstremalne. W Żarkach, po pół godzinie drogi, wysiada większość pasażerów. Są nawet wolne miejsca. Jedno z nich zajmuje staruszka o kuli, utyskująca coś pod nosem do współtowarzysza podróży. Kilka osób jeszcze stoi, ale w Libiążu robi się prawdziwy luz. Do ronda pod Białym dojeżdża pięć osób. Wysiadam i ja. Po chwili – już prostą drogą – wracam do Chrzanowa dużym, wygodnym autobusem. W środku nawet grzeją. Powoli wraca mi wiara w ZKKM, nadszarpnięta przez wcześniejszą eskapadę.

KOMENTARZ

Do odbycia podróży zachęciła mnie jedna z czytelniczek, codziennie doświadczająca męki podróżowania. Czyżby nikt nie sprawdzał stopnia wypełnienia autobusów? A może kontroler najzwyczajniej nie doniósł, gdzie trzeba, bo nie zdołał wsiąść do pojazdu? Może jednak coś z tym fantem dałoby się zrobić.
Marek Oratowski


Na zdjęciu: W niewielkim autosanie zgodnie z normą mieści się 40 osób. Czasami podróżuje nim prawie 60 pasażerów

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 48 (762)
  • Data wydania: 29.11.06

Kup e-gazetę!