Nie masz konta? Zarejestruj się

Ratuj pan sukę

14.12.2005 00:00
Czy weterynarz może odmówić pomocy psu ze względu na zachowanie właściciela? Hodowca owczarków niemieckich z Krzeszowic twierdzi, że nie. Weterynarz, od którego odszedł z kwitkiem z niemogącą urodzić suką, nie ma sobie niczego do zarzucenia.
Czy weterynarz może odmówić pomocy psu ze względu na zachowanie właściciela? Hodowca owczarków niemieckich z Krzeszowic twierdzi, że nie. Weterynarz, od którego odszedł z kwitkiem z niemogącą urodzić suką, nie ma sobie niczego do zarzucenia. Adam Gajos prowadzi w Krzeszowicach Szkołę Tresury Psów „Szarik”. Działa też w Klubie Hodowców Rasy Owczarek Niemiecki. Przeżył już niejeden psi poród. Jednak ten w nocy z 21 na 22 listopada zapamięta na długo. - Moja pochodząca z hodowli w Sieradzu dwuletnia suka Troni Union, wyceniona na mistrzostwach Polski na 12 tysięcy złotych, rodziła po raz pierwszy. Poród zaczął się o godzinie dwudziestej. Pięć godzin później na świat przyszedł piąty szczeniak. Wydawało się, że jest już po wszystkim. Tym bardziej, że wcześniejsze USG wykazało obecność 5-6 młodych. Jeszcze o czwartej rano wszystko wyglądało w porządku. Zaniepokoiłem się dopiero po ósmej. Gdy zszedłem do urządzonej w piwnicy porodówki, suka zachowywała się niespokojnie. Po oględzinach okazało się, że w szyjce macicy utkwił szczeniak. Starałem się go wyjąć. Jednak szybko doszedłem do przekonania, że sam nie dam rady. Z kolegą zapakowaliśmy więc psa na samochód i pojechaliśmy do najbliższego weterynarza – opowiada Adam Gajos. Przyznaje, że wcześniej miał zatargi z oboma weterynarzami z Krzeszowic. Nie sądził jednak, że będzie to miało znaczenie w sytuacji, gdy zwierzęciu trzeba szybko udzielić pomocy. O dziewiątej rano znalazł się w gabinecie Kazimierza Noworyty przy ulicy Szkolnej. - Pan doktor siedział z założonymi rękami przed komputerem, na którym układał właśnie pasjansa. Już na wejściu poprosiłem: ratuj mi pan sukę! Prosiłem, żeby coś jej podał, ale on nawet na nią nie spojrzał. Powiedział, że nie czuje się na siłach niczego zrobić, bo jest wobec mnie uprzedzony. Zagroził, że jak nie wyjdę, to zadzwoni na policję. Teraz żałuję, że na miejscu nie pojawiła się policja, bo miałbym dowód na oburzającą odmowę weterynarza – relacjonuje Adam Gajos, który wyszedł z gabinetu i pojechał do dwóch innych weterynarzy, przyjmujących razem kilka ulic dalej. - Z nimi też miałem kiedyś zatarg. Panowie zachowali się jednak profesjonalnie. Odłożyli wszystkie zajęcia i zajęli się suką. Zrobili prześwietlenie. Wynikało z niego, że w szyjce macicy znajdował się obumarły płód. Konieczne było cesarskie cięcie, bo w środku były jeszcze cztery inne szczeniaki. Operacja trwała trzy godziny. Udało się uratować jeszcze jednego szczeniaka. No i co najważniejsze, nic nie stało się suce, która dochodzi teraz do siebie – dodaje hodowca owczarków. Przeciwko weterynarzowi, który odmówił mu pomocy, zamierza wystąpić do Małopolskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej. Lekarz weterynarii obwiniany o bezczynność nie ma sobie niczego do zarzucenia. - Po raz pierwszy zetknąłem się z panem Gajosem w ubiegłym roku. Jakieś dwa lub trzy miesiące temu miałem wykonać na jego psie zabieg chirurgiczny. Bardzo nalegał, że chce w nim uczestniczyć. Powiedziałem, że to niemożliwe. Co najwyżej może być przy znieczuleniu psa. Wtedy mnie zwyzywał i poszedł. Gdy pojawił się ponownie, jak twierdził z niemogącą urodzić suką, od razu go poznałem. Ponownie chciał mi dyktować, co mam robić. Żądał, bym podał psu zastrzyk, żeby urodziła. Wobec tego, że był agresywny, zagroziłem wezwaniem policji i odmówiłem wykonania usługi. Zgodnie z przepisami, wskazałem adres najbliżej lecznicy – Kazimierz Noworyta przedstawia swoją wersję wydarzeń. Przyznaje, że Adam Gajos to do tej pory jedyna osoba, której odmówił wykonania usługi. Lekarz weterynarii, prowadzący lecznicę od maja ubiegłego roku, nie obawia się stanąć przed Małopolską Izba Lekarsko-Weterynaryjną. - Sam powiedziałem panu Gajosowi, że jeśli się nie zgadza z moją decyzją może wnieść skargę do Izby. Znam wszystkie przepisy dotyczące etyki zawodu i żadnego z nich nie złamałem. Miałem wszelkie prawo, by tak postąpić. Przecież  nikt nie może nikogo zmusić do wykonania usługi na rzecz osoby, która sama wie lepiej, jak to trzeba zrobić. Równie dobrze mogłem na przykład podać panu Gajosowi jakąś zaporową cenę i sam by zrezygnował, ale wybrałem inne rozwiązanie – dodaje Kazimierz Noworyta.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 50 (713)
  • Data wydania: 14.12.05

Kup e-gazetę!