Nie masz konta? Zarejestruj się

Nadajniki są wszędzie

07.12.2005 00:00
Trudno przejechać przez ziemię chrzanowską czy sąsiednie Krzeszowice i nie natknąć się na nadajnik telefonii komórkowej.
Trudno przejechać przez ziemię chrzanowską czy sąsiednie Krzeszowice i nie natknąć się na nadajnik telefonii komórkowej. Wystarczy tylko wiedzieć, gdzie unieść głowę, by ujrzeć charakterystyczną antenę. Najwięcej tych urządzeń występuje w krajobrazie Trzebini. Natomiast gmina Babice, to jak na razie nieodkryty przez komórkowców ląd. Wydające pozwolenia na budowę stacji bazowych telefonii starostwo powiatowe w Chrzanowie nie ma kompleksowego zestawienia tego typu inwestycji. Urzędnicy z powiatowego wydziału architektury, do których „Przełom” zwrócił się z oficjalnym pismem w tej sprawie, sięgali naprędce do własnej pamięci. Niewiele udało im się niestety wygrzebać. Znacznie bardziej pomocny okazuje się w tej sytuacji internet i wyszukiwarka stacji bazowych GSM www.btsearch.org. Polecamy ją również urzędnikom.

Intratny interes
Mówi się, że dzierżawienie miejsca pod nadajniki to świetny interes. Na dachu MOKSiR-u w Chrzanowie w latach 90. zamontowano trzy nadajniki wszystkich trzech działających naszym kraju sieci. Pieniądze zasilają kasę domu kultury. Co miesiąc około 7 tys. zł. brutto. W diametralnie innej sytuacji jest DPS w Płazie. Choć na kominie kotłowni placówki jest od kilku lat nadajnik Plusa, DPS może jednak tylko pomarzyć o 2.500 zł miesięcznie z tej dzierżawy. Mimo starań dyrekcji, suma ta zasila budżet powiatu. Starostwo korzysta z pieniędzy od operatora od 2001 roku. mimo że starosta na montaż urządzenia pozwolenia nie wydał.

Zagęszczanie sieci
W ostatnich tygodniach przeciwko nadajnikom zbuntowała się część mieszkańców Płazy. W ich ślady poszła grupa osób z Balina, a ostatnio także z Myślachowic. W internetowej sondzie „Przełomu” zdecydowana większość głosujących stwierdziła, że nie boi się nadajników (62,5 proc.). Paraliżujący lęk przed antenami odczuwa blisko 23,6 proc. sondowanych. Pozostali traktują je jako uciążliwą konieczność, bo wiedzą, że operatorzy telefonów komórkowych wypełnili potężną lukę na rynku telekomunikacyjnym. Dotarli tam, gdzie nie było mowy o telefonii stacjonarnej. Szeregi posiadaczy komórek rosną. By obsłużyć wszystkie połączenia, trzeba zagęszczać sieć, czyli budować kolejne stacje telefonii komórkowej. Jeśli nie będzie nowych stacji bazowych, problemy z zasięgiem będą narastać. Uwarunkowania techniczne są niestety takie, że im więcej telefonów komórkowych używanych jest jednocześnie w sąsiedztwie jakiejś stacji bazowej, tym ma ona mniejszy zasięg. Co więcej, specjaliści twierdzą, że każda posiada ograniczoną „pojemność” i jest w stanie obsługiwać tylko określoną liczbę rozmów.

Z nadajnikiem bez krzyku
Protestujący przeciw nadajnikom artykułują niszczycielski wpływ tych urządzeń na zdrowie. Podważają ekspertyzy operatorów. Żądają niezależnych analiz promieniowania emitowanego przez stacje bazowe. Operatorzy mają swoje argumentacje. - Na podstawie badań światowe ośrodki naukowe ustalają poziomy promieniowania dopuszczalnego dla ludzi. Ponadto, zgodnie z prawem, właściciel instalacji ma obowiązek wykonać pomiary kontrolne rzeczywistego rozkładu pól elektromagnetycznych w środowisku po uruchomieniu stacji bazowej, oraz każdorazowo po zmianie warunków technicznych pracy stacji. Co trzy lata wykonywane są pomiary do celów BHP. Przeciwnicy telefonii komórkowej opierają się na nierzetelnych i niewiarygodnych źródłach informacji, bazując na powszechnym braku wiedzy na temat radiokomunikacji – twierdzi Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska, rzecznik prasowy Polkomtela w Warszawie. - Obecność stacji bazowej na danym terenie wręcz zmniejsza poziom mocy nadawanej przez telefon, ponieważ gdy telefon znajduje się blisko nadajnika, wówczas działa z minimalną mocą. Po prostu stacja bazowa wysyła do telefonu sygnał w rodzaju: „zmniejsz swą moc, oszczędzaj baterię i środowisko, ja cię bardzo dobrze słyszę, nie musisz krzyczeć”. Jest to tzw. procedura sterowania mocą – mówi rzecznik Polkomtela.

Uzdrowiska poza zasięgiem
Przeciwników stacji bazowych w Płazie to nie przekonuje. Nie chcą nadajników w sąsiedztwie zabudowań. Twierdzą, że anteny powinno się instalować jak najdalej od ludzkich siedzib, żeby nie narażać ich na niepotrzebne ryzyko. Powołują się m.in. na przykład uzdrowisk. Prawo zabrania w niektórych strefach takich miejscowości jakichkolwiek inwestycji niezwiązanych z funkcjami leczniczymi. Tymczasem większość nadajników lokuje się w sąsiedztwie dużych skupisk ludzkich. Przykładem jest chrzanowski MOKSiR, gdzie na dachu działają nadajniki Plusa, Ery i Orange. Osiedle Północ jednak nie protestuje. Operatorzy nie lokują anten byle gdzie. Lubią obiekty wysokie. Im wyższe, tym lepsze. - Proces lokalizacji każdej stacji bazowej jest poprzedzony precyzyjnymi pomiarami i długim okresem symulacji sygnałów, tak, aby nadajnik jak najlepiej spełniał swoje zadanie, czyli zapewniał niezakłóconą łączność maksymalnej liczbie użytkowników. Ukształtowanie terenu ma tu oczywiście podstawowe znaczenie. W miarę możliwości staramy się lokalizować urządzenia na istniejących już wysokich obiektach, aby nie było konieczności budowy dodatkowych masztów – informuje Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska, dodając, iż Polkomtel montuje też anteny na szpitalach.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 49 (712)
  • Data wydania: 07.12.05

Kup e-gazetę!