Nie masz konta? Zarejestruj się

Czy Gosia musiała umrzeć?

16.11.2005 00:00
Zrozpaczeni rodzice nie mogą się pogodzić ze śmiercią swojej córki, Małgorzaty Kucharczyk, która zmarła w chrzanowskim szpitalu.
Zrozpaczeni rodzice nie mogą się pogodzić ze śmiercią swojej córki, Małgorzaty Kucharczyk, która zmarła w chrzanowskim szpitalu. Zastanawiają się, czy zawinili lekarze, czy śmierć Gosi była po prostu przeznaczeniem. Zamierzają sprawę skierować do prokuratury.
4 listopada pięć trzecioklasistek z II LO wracało fordem escortem z wycieczki z Ojcowa. Jechały drogą nr 791 z Olkusza do Trzebini. W rejonie przysiółka Galman doszło do wypadku. Sylwia z Libiąża zginęła na miejscu, pozostałą czwórkę odwieziono do chrzanowskiego szpitala.
- Akurat przejeżdżał tamtędy jakiś lekarz, który udzielał dziewczynom pierwszej pomocy. Moja córka wyleciała przez szybę auta i zamroczona chodziła po jezdni. Już wtedy doktor ten mówił, prawdopodobnie do personelu karetki, żeby zwrócić szczególną uwagę na Gosię, bo może mieć poważne obrażenia głowy – relacjonuje ojciec zmarłej, Jerzy Kucharczyk.
Jerzy Kucharczyk nie może uwierzyć w to, co się stało. Jego zdaniem, ktoś czegoś nie dopatrzył. Jeszcze w tym tygodniu złoży w Prokuraturze Rejonowej w Chrzanowie zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Kierownictwo prokuratury zapewnia, że jeśli tylko wpłynie takie zawiadomienie, sprawa zostanie potraktowana priorytetowo.
Kiedy w piątek po 22. tato Gosi przyjechał do szpitala, dziewczyna leżała na oddziale ortopedyczno-urazowym, na korytarzu. Miała założony kołnierz, była podłączona do kroplówki.
- Lekarz powiedział mi, że córka miała wykonane badanie tomograficzne głowy i nie ma żadnych uszkodzeń mózgu – mówi pan Jerzy.
Całą noc siedział przy Gosi. Skarżyła się, że ją bolą pośladki, nogi i plecy, od czasu do czasu narzekała na ból głowy. W sobotę jakby nastąpiła poprawa. Tego dnia zrobiono jej badania krwi i prześwietlono miednicę. Personel po raz kolejny zapewnił ojca, że nie ma się czym martwić.
- O jej głowę pytałem w sobotę kilka razy. Cięgle mówiono mi, że nie ma obrażeń – twierdzi ojciec.
Ok. godz. 17. przy łóżku chorej zmieniła go córka, Katarzyna:
- W pewnym momencie siostra zaczęła zwijać się z bólu. Chodziło o głowę. Pobiegłam po pielęgniarkę, żeby dała Gosi jakiś środek przeciwbólowy. Personel krzyczał na mnie i na siostrę, żebyśmy się uspokoiły.
Również uczniowie z II LO, którzy odwiedzili w tym czasie Gosię, potwierdzają antypatyczność pielęgniarek. W końcu Gosia dostała ok. godz. 18.30 zastrzyk przeciwbólowy. Zasnęła. Ok. 19.30 pan Jerzy przyszedł zmienić Kasię. Siedział przy łóżku do wpół do dwunastej w nocy. Otrzymał kolejne zapewnienie, że wszystko jest w porządku i może iść do domu. Ok. 7. rano dowiedział się, że córka zmarła w nocy.
- Lekarz nie potrafił mi odpowiedzieć, dlaczego tak się stało… - urywa pan Jerzy.
Dr Tomasz Konopka, specjalista z Zakładu Medycyny Sądowej z Krakowa podał obrażenia czaszkowo-mózgowe, jako wstępną przyczynę zgonu. Wyniki sekcji zwłok będą znane za cztery tygodnie.
26 listopada Małgorzata Kucharczyk świętowałaby 18. urodziny. Czy musiała umrzeć?

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 46 (709)
  • Data wydania: 16.11.05

Kup e-gazetę!