Nie masz konta? Zarejestruj się

Droga w Himalaje

26.01.2005 00:00
26-letnia Joanna Skwarło z Chrzanowa wspinała się w indyjskich Himalajach. W ub. roku zdobyła szczyt Urus Vati (6.207 m n.p.m).
26-letnia Joanna Skwarło z Chrzanowa wspinała się w indyjskich Himalajach. W ub. roku zdobyła szczyt Urus Vati (6.207 m n.p.m).
Górskie wędrówki to dla niej odskocznia od codzienności i możliwość dostrzeżenia Stwórcy.

Największe wyzwanie
Joanna Skwarło ukończyła psychologię na UJ oraz pedagogikę w Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej Ignacjanum. Od kilku lat jej wielką pasją jest wspinanie. Zaczynała od wdrapywania się na podkrakowskie skałki. Potem były Tatry. Razem z przyjaciółmi pojechała też na Kaukaz, zdobywając Elbrus.
Największym jak na razie wyzwaniem była ubiegłoroczna wyprawa do Indii. Pojechała tam razem z 9-osobową grupą z całej Polski. W jej składzie znalazła się też inna chrzanowianka Katarzyna Ryczek. Wyprawę firmował Klub Wysokogórski Kraków, pomagający w załatwieniu spraw organizacyjnych i zdobyciu sponsorów.
- Każdy z nas trenował indywidualnie kondycję. Sporo biegałam, chodziłam też po Tatrach. Wszyscy uczestniczyliśmy w kilkudniowym szkoleniu na temat chorób wysokościowych. Musieliśmy się też zaszczepić. Sporo czasu zajęło załatwienie spraw organizacyjnych. Chcąc wejść na każdy himalajski szczyt powyżej 6 tysięcy metrów, trzeba zapłacić. Kosztowało nas to 2,5 tysiąca dolarów – wylicza Joanna.
<@img=ludzie1.jpg,left@>
Przeskok kulturowy
Zaopatrzeni w sprzęt i jedzenie (bagaż każdego wspinacza ważył ok. 40 kg), członkowie wyprawy w lipcu wylecieli z Warszawy. Po ośmiu godzinach lotu (z międzylądowaniem w Moskwie), znaleźli się w Delhi. Spędzili tam kilka dni, by dopiąć na ostatni guzik wszystkie sprawy związane z transportem bagażu i zorganizowaniem bazy.
- To był naprawdę bardzo duży przeskok kulturowy. Z jednej strony uderzył mnie brud i chaos panujący na ulicach oraz bieda mieszkańców. Jednak z każdym kolejnym dniem dostrzegałam też inne wymiary rzeczywistości, jak choćby prostotę i prawdziwą religijność tych ludzi – opowiada Joanna.
Po kilku dniach uczestnicy wyprawy dotarli do przełęczy, z której z pomocą zwierząt i tragarzy przetransportowali cały sprzęt i żywność do bazy, na wysokości 4.700 metrów.
Wspinacze zakładali trzy obozy, znajdujące się kolejno na wysokości: 5.200, 5.700 i 6.000 metrów.

Polacy już byli
- Sama góra nie była może trudna technicznie, ale idąc na szczyt, niektórzy odczuwali na początku objawy choroby wysokościowej. Tylko dwie osoby z grupy były wcześniej w wysokich górach. Mijaliśmy też sporo szczelin w lodzie. Dla bezpieczeństwa przywiązywliśmy się liną.
Posiłki przygotowywał nam Hindus. Miejscowe specjały nie wszystkim służyły. Jedzenie było dość ostre – relacjonuje himalaistka z Chrzanowa.
Ostatecznie jednak wszyscy (w trzech różnych grupach) weszli na szczyt. Zobaczyli stamtąd morze gór, znaleźli też polską flagę. Tym samym dowiedzieli się, że byli drugą polską wyprawą, która postawiła stopy na Urus Vati.

Marzy się jej
Po osiągnięciu celu sportowego, członkowie wyprawy mieli jeszcze czas na zwiedzenie Indii. Chrzanowianka wybrała się więc do położonego nad Gangesem świętego miasta Hindusów Rishikeszu oraz Dharmsali – siedziby Dalaj Lamy.
- Zobaczyłam piękne wodospady, lasy i poznałam ciekawych ludzi. Kupiłam też sporo pamiątek: młynki modlitewne, płyty z mantrami i ciuchy – dodaje Joanna Skwarło.
Marzy jej się powrót w Himalaje. Chciałaby pojechać do Nepalu. Na razie myśli jednak o wspinaczce na Kaukazie lub w Alpach, gdzie zamierza pojechać podczas najbliższych wakacji.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 4 (667)
  • Data wydania: 26.01.05

Kup e-gazetę!