Nie masz konta? Zarejestruj się

Wypadki chodzą po dole

10.12.2002 00:00
Każda kopalnia ma swoją stację ratownictwa górniczego – sztab ludzi czuwający nad bezpieczeństwem i w razie wypadku śpieszący z pomocą.
Każda kopalnia ma swoją stację ratownictwa górniczego – sztab ludzi czuwający nad bezpieczeństwem i w razie wypadku śpieszący z pomocą.
W kilku miejscowościach (np. w Zabrzu, Tychach, Jaworznie) funkcjonują Okręgowe Stacje Ratownictwa Górniczego, które w razie wypadku kierują na miejsce zastępy ratowników z kopalnianych placówek i prowadzą akcje. Na szczycie struktury stoi Centralna Stacja Ratownictwa Górniczego w Bytomiu.
Ratownicy pracują w systemie trzyzmianowym prowadząc pod ziemią akcje profilaktyczne: zabezpieczają przed zawałem, powodzią, pożarem. Na powierzchni pozostaje dyżurny, a pod telefonem na sygnał czekają dwa zastępy ludzi gotowych nieść pomoc.

Próba w zamknięciu
Aby zostać ratownikiem górniczym należy przejść specjalistyczne badania sprawnościowe i zdrowotne. Podczas badań kandydat przez półtorej godziny pozostaje zamknięty w małym pomieszczeniu, w temperaturze 40-50oC, przy wilgotności 100 procent. Potem przechodzi szkolenie teoretyczne i praktyczne. Badania są powtarzane co roku.
Specjalistyczny ubiór ratownika składa się z trudnopalnego kombinezonu, skórzanych butów, rękawic i trudnotopliwego hełmu.
- Taki rodzaj ubrania wprowadzono dopiero początkiem lat 80., po wypadku na kopalni Niwka – opowiada Rafał Pandel, emerytowany pracownik KWK Siersza z 26-letnim stażem w Kopalnianej Stacji Ratownictwa Górniczego. – Tam nastąpił wybuch pyłu węglowego, któremu towarzyszą zawsze bardzo wysokie temperatury. Na ludziach przebywających w chmurze pyłu topiły się kombinezony, buty, rękawice. Ci, którzy przeżyli, doznali ciężkich poparzeń.
Każdy ratownik ma przy sobie maskę przeciwgazową i przeciwpyłową, aparat tlenowy, zapas tlenu, pochłaniacze, przyrządy do pomiaru stężeń w atmosferze, linki ratownicze oraz telefony.

Zaminowany szyb
- W 1981 roku zostaliśmy wezwani na kopalnię Piast. Na dole był strajk okupacyjny. Kiedy przybyliśmy otoczył nas kordon ZOMO. Przez megafon poinformowano, że cały szyb jest zaminowany, a od nas oczekuje się byśmy uniemożliwili górnikom z sąsiadującej kopalni Ziemowit przechodzenie chodnikami do tych z Piasta. Górnicy z Ziemowita przekazywali bowiem żywność strajkującym, a ZOMO obawiało się, że przez to nie uda im się przerwać strajku. Zjechały dwa nasze zastępy, zrobiliśmy zawał chodnika i od tej pory już nie ma połączenia między tymi kopalniami – wspomina Rafał Pandel.

Ogień
Na początku lat 80. w oddziale G1 KWK Siersza, na poziomie 6 nastąpił samozapłon, w trakcie którego doszło do wybuchu gazów i kilku ratowników doznało niegroźnych obrażeń ciała. Akcja gaszenia pożaru trwała miesiąc.
- W przypadku pożaru pokładów węgla pod ziemią należy odciąć dopływ tlenu. W tym celu budowaliśmy specjalne tamy przciwwybuchowe z drewna i klocków. Nie jest to proste zadanie. Przy pożarze jest tyle dymu, że nie widać nic na wyciągnięcie ręki, temperatura sięga 40oC. Każdy z nas mógł przebywać w takich warunkach nie dłużej niż 5 minut. Przez ten czas udawało się położyć 2-3 klocki. Dlatego budowa takiej tamy trwała tydzień, a czasem i dłużej.
Podczas jednego z dyżurów w OSRG zastęp, w którym był Rafał Pandel, dostał zawiadomienie o wypadku na kopalni Staszic w Katowicach. Grupa sierszańskich ratowników, przyzwyczajona do przeciągów w macierzystej kopalni, pod kombinezonami miała kilka warstw odzieży. Gdy zjechali na dół, na prawie 1.000 m, zastali pożar w ścianie, a temperatura w chodniku za tamami przyszybowymi była bardzo wysoka. Zaskoczeni ,,ciepłym” przyjęciem śląskiej kopalni ratownicy zrzucali z siebie wierzchnie części garderoby, nawet obrywali nogawki od spodni i rękawy od koszul.

Woda
Ogromnym zagrożeniem dla życia i zdrowia górników pod ziemią jest również woda. Na kopalni Komuna Paryska w Jaworznie (obecnie Jan Kanty) w latach 80. zatopiło cały poziom, ratownicy wiele tygodni odpompowywali wodę na powierzchnię.
- 10 lat temu uczestniczyliśmy w akcji przeciwpowodziowej w kopalni soli w Wieliczce. Tam przed wypompowaniem wody zabezpiecza się ściany przed rozpuszczaniem i wypłukiwaniem. Specjalistyczny oddział z Wieliczki najpierw więc zamroził ociosy (ściany boczne), a potem my przystąpiliśmy do niwelowania dopływu wody i odprowadziliśmy ją na powierzchnię. Akcja trwała miesiąc.

Zawał
Najczęstsze wypadki pochłaniające najwięcej ofiar w ludziach to zawały powstałe na skutek ruchów górotworów. Jeden z najtragiczniejszych miał miejsce w 1996 roku na kopalni Kazimierz Juliusz w Sosnowcu.
- Z OSRG dostaliśmy wiadomość o zawale i 4 zasypanych ludziach. Każdy górnik w lampie ma zainstalowany GON (górniczy odbiornik nadawczy), który wysyła sygnał odbierany przez GOL (górniczy odbiornik lokacyjny), w który wyposażony jest zastęp ratowników. Dzięki tym urządzeniom udało się dokonać wstępnej lokalizacji zasypanych górników. Wyciągnęliśmy trzy ciała. Bardzo długo nie mogliśmy trafić na ostatniego górnika, był tak głęboko zasypany. Dopiero po kilku godzinach udało się go znaleźć, niestety również martwego - opowiada R. Pandel.
Takie akcje są bardzo przygnębiające. Inaczej było na Komunie Paryskiej gdy nastąpił zawał chodnika od przodka i odcięło 10 ludzi.
- Po dwóch godzinach udało się za pomocą rurociągu przeciwpożarowego nawiązać kontakt z zasypanymi. Kiedy dochodzi do uwięzienia ludzi najczęściej najpierw spuszcza się wodę z rurociągu, rozkręca go i nawiązuje kontakt za pomocą specjalnego dźwiękowego kodu, np. jedno uderzenie oznacza polecenie: rozkręć rurociąg, dwa – pytanie: ilu was jest? Każdy górnik zna ten kod. Dowiedzieliśmy się w ten sposób, że żaden z górników nie jest ranny, ale że kończy się powietrze. Nie było czasu na kopanie. Podjęliśmy więc ryzyko i dostaliśmy się do zasypanych nad zawałem. Byli oszołomieni, a kiedy zbadał ich lekarz i zapytał co potrzeba, zgodnym chórem odkrzyknęli, że po litrze wódki na głowę – kończy opowieść Rafał Pandel.

Materiał chroniony prawem autorskim. Prawa autorów, producentów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystywanie utworów (powielanie, rozpowszechnianie itp.) w całości lub części na wszelkich polach eksploatacji, w tym także w internecie, wymaga pisemnej zgody.

  • Numer: 50 (559)
  • Data wydania: 10.12.02

Kup e-gazetę!