Balin
Granie na organach weszło mi w krew
Kazimierz Pająk ma 83 lata i zna go wielu mieszkańców okolicy. Większość jego życia związana jest z kościołem, ale nigdy nie myślał o tym, żeby zostać księdzem.
Pochodzi z Radziszowa koło Skawiny. Jego tato pracował w fabryce wyrobów ogniotrwałych, ale był także organistą. Małemu Kazikowi podobało się granie taty, a wszyscy w rodzinie widzieli, że ma do tego dryg. Został przyjęty do Salezjańskiej Szkoły Organistowskiej w Przemyślu.
Po jej skończeniu grał w kilku parafiach, m.in. w Pilszczu przy granicy z Czechami, w Moryniu nad Zalewem Szczecińskim, w Kurzelowie koło Włoszczowej, a w międzyczasie dwa lata spędził w wojsku. Kiedy wrócił do domu, ktoś zaprosił go do grania na ślubie w Balinie. Pojechał.
- Tuż przed odjazdem do domu, miejscowy ksiądz podszedł do mnie i spytał: „A może jeszcze by pan tu przyjechał?". Przyjechałem i zostałem - wspomina Kazimierz Pająk.
Więcej o jego pasji, pracy, życiu codziennym związanym z domem i kościołem oraz o planach Kazimierza Pająka możecie przeczytać w 21 numerze „Przełomu" w wersji elektronicznej dostępnym TUTAJ