Nie masz konta? Zarejestruj się

Krzeszowice

Lodowy biznes kręci się już 31 lat

09.04.2024 20:40 | 0 komentarzy | 6 502 odsłon | Ewa Solak

Z ARCHIWUM TYGODNIKA „PRZEŁOM". Była końcówka lat 90. Kupiliśmy do firmy dostawczego volkswagena. Pojechałem nim do Krakowa na wywiadówkę w szkole syna. Wyszedłem potem przed budynek, a tu nie ma auta. Złodzieje ukradli je, a potem zażądali okupu. Wszystko, co się potem działo, wyglądało jak w gangsterskim filmie - wspomina początki działalności cukierniczej właściciel Melby Andrzej Mędrala z Krzeszowic w rozmowie z Ewą Solak.

0
Lodowy biznes kręci się już 31 lat
Andrzej Mędrala FOT. ARCHIWUM RODZINNE
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas
Kiedy pięć lat temu przejmował pan Kawiarnię Literacką w chrzanowskiej bibliotece, wierzył pan w powodzenie tego biznesu? Poprzedni dzierżawcy rezygnowali.
Wszyscy mieli obawy. Ja również. Tym bardziej, że analizowaliśmy ze wspólnikami to, co działo się z lokalem wcześniej. Poprzedni dzierżawcy nie postawili na nowoczesność. Wizualizacja, wyposażenie lokalu, przyjazny personel i wysokiej jakości menu - to kluczowe elementy składające się na sukces. Dyrektorka biblioteki zaprosiła nas do siebie z przyjaźnią i wielką zachętą do podjęcia tego wyzwania. Mieliśmy świadomość, że podejmując tu działalność i chcąc ożywić to miejsce, musimy zainwestować we wszystkie składowe elementy od początku. Podobną sytuację mieliśmy w Zabierzowie, gdzie pani wójt zachęciła nas, żeby uruchomić „Słodki przystanek, Melba" na zabierzowskim Rynku. Obie te lokalizacje z czasem okazały się sukcesem.

Dziś Melba w bibliotece staje się niemal kultowym miejscem, jeśli chodzi o wyjście na kawę, lody czy ciastko.
Ogromnie nas to cieszy. Bardzo się staramy istnieć w życiu mieszkańców i biblioteki, angażując się w różne eventy i wydarzenia. Natomiast nie ukrywam, że po drodze przeżyliśmy sporo trudnych chwil. Mam na myśli przede wszystkim pandemię, która na jakiś czas nas zamknęła, a potem ograniczyła pracę. Pomoc, jaką otrzymaliśmy od państwa, w zasadzie okazała się „kroplówką" na przeżycie. W praktyce musieliśmy oddać państwu ponad połowę otrzymanego wsparcia. Z tych też powodów, w okresie pandemii, musieliśmy zrezygnować z prowadzenia cukierni na olkuskim Rynku. Inflacja wszystkich mocno dotyka, dlatego wcale nie jest tak łatwo funkcjonować.

Melba ma więc w tej chwili trzy cukiernie.
Nasza siedziba znajduje się przy ul. Rynek 14 w Krzeszowicach, jest też Kawiarnia Literacka w Chrzanowie i Cukiernia - lodziarnia w Zabierzowie. Oczywiście w sezonie uruchamiamy także czasowe stoiska w różnych miejscach. Mamy też własną pracownię cukierniczą w Czatkowicach. Z niej właśnie dowożone są codziennie nasze wypieki do wszystkich punktów.

Działacie na rynku cukierniczym 31 lat. Skąd u technologa-chemika przez wiele lat pracującego także w kopalni wzięło się zainteresowanie produkcją lodów?
To był czas, gdy już odchodziłem z kopalni Siersza. W zasadzie było wiadomo, że czeka ją zamknięcie. Pracowałem jako główny inżynier inwestycji, ale zdawałem sobie sprawę, że przy tak dużej rodzinie, jaką już wtedy miałem, sama moja emerytura nie wystarczy. Mamy z żoną siedmioro dzieci. Obecnie także 12 wnuków. Kiedy na początku lat 90. kończyłem „karierę górniczą", wiedziałem, że muszę czegoś poszukać. Mieliśmy dwa lokale w centrum Krzeszowic, więc zastanawialiśmy się, jak można je wykorzystać, co w takim miasteczku może się sprzedać. Wymyśliliśmy najpierw lody, choć szczerze mówiąc, nie było nam wcale łatwo, bo nie mieliśmy praktycznie żadnego kapitału. Pierwsze kredyty na maszyny braliśmy w Banku Spółdzielczym na 64 procent! Potem było to 46 procent i na koniec spłat 30 proc. Przez pierwsze lata w zasadzie pracowaliśmy na to, żeby je spłacić. Próbowaliśmy też konfekcjonowania wędlin, ale okazało się, że musimy sprzedać maszyny, bo brakuje na spłatę długu bankowego.

Dziś pewnie wspomina pan to z uśmiechem.
Dziś już tak, ale gdyby nie wsparcie rodziny, mogłoby być różnie. Wszyscy od samego początku mocno się angażowali w pracę firmy. Obecnie współwłaścicielami jestem ja z żoną Ireną, zięciem Rafałem oraz dwoma synami : Michałem i Andrzejem, którzy na razie luźno związani są z firmą. W cukierni pracuje także córka Marysia.

Gdzie pan się uczył kręcenia lodów?
Jeździłem na różne szkolenia. Szukałem dobrego sprzętu. Szukałem ludzi, którzy się na tym znali. Zainwestowaliśmy w najlepsze na świecie włoskie urządzenia i technologie. Żeby robić coś dobrego, trzeba dbać o jakość. Mimo wcale niełatwej sytuacji finansowej musieliśmy więc inwestować. Nigdy nie zapomnę, jak kupiliśmy dostawczego volkswagena. Była końcówka lat 90. Musiałem jechać do Krakowa na wywiadówkę do szkoły syna. Wyszedłem po wywiadówce, a tu auta nie ma. Złodzieje ukradli je, a potem zażądali okupu. Wszystko, co się potem działo, wyglądało jak w gangsterskim filmie. Zgłosiliśmy sprawę na policję, policja zrobiła obławę. Bandziory pobiły policjantów. Wynajęliśmy nawet detektywa Rutkowskiego, ale to była tylko strata kolejnych pieniędzy.

Nie bał się pan, że przestępcy będą się mścić za to, że zawiadomił pan policję?
Bałem się, bo faktycznie zastraszali nas wysadzeniem lokalu w powietrze. Wtedy jeszcze mieliśmy kawiarenkę z drugiej strony krzeszowickiego rynku. Zamknęliśmy ją, ale musieliśmy przecież z czegoś żyć, więc nasza siedziba nadal działała. Potem wszystko się uspokoiło i mam nadzieję, że już nigdy coś takiego nas nie spotka.

No to faktycznie pan i rodzina sporo przeszliście. Ale udało się panu otworzyć jeszcze Pracownię cukierniczą w Czatkowicach.
Z pracownią było tak, że niedługo po otwarciu lodziarni zdecydowaliśmy się także na sprzedaż ciast i ciastek. Przez jakiś czas sprowadzaliśmy je z krakowskiej cukierni Cracovia. Ale kiedy zarówno hotel, jak i zlokalizowana tam cukiernia upadły, musieliśmy coś zorganizować. Przyjęliśmy dwóch cukierników i uruchomiliśmy pieczenie ciast na miejscu. Zdecydowaliśmy się na kupno nieruchomości po dawnej hurtowni w Czatkowicach. Wyremontowaliśmy ją i rozpoczęliśmy własną produkcję. Znów sporo zainwestowaliśmy, znów nie było lekko. Ale musieliśmy to zrobić, bo przecież nie da się bazować na jednym sezonowym produkcie, jakim są lody.

Z sezonowością związane jest również zatrudnienie.
Obecnie zatrudniamy 25 osób. W lecie, gdy otwieramy także sezonowe stoiska, np. „,ogródki", przyjmujemy studentów na parę miesięcy, ale zazwyczaj opieramy się na swoich ludziach. Po sezonie pomagają oni w pracowni cukierniczej. Jestem zdania, że ludzie to naprawdę najważniejsza sprawa dla firmy. Fachowa kadra to podstawa sukcesu. My współpracujemy od lat z Zespołem Szkół Ponadpodstawowych w Krzeszowicach, gdzie szkolą się cukiernicy. U nas mają praktyki i niejednokrotnie u nas potem zostają pracować. Organizujemy pracownikom szkolenia na miejscu, szkolenia wyjazdowe. Zależy nam na ludziach.

Praca cukierni nie ogranicza się do tygodnia. Kiedy inni chcą odpocząć, wy musicie pracować.
Tak to już jest, że kawiarnie czynne są wieczorami, w weekendy i święta. Przecież właśnie wtedy ludzie mają czas, żeby wstąpić na ciastko i kawę. W Chrzanowie, Krzeszowicach czy Zabierzowie, w tygodniu, zaszczycają nas też seniorzy mający wolne przedpołudnia, mamy z dziećmi, a pracujący najczęściej wpadają popołudniami, wieczorami lub w dni wolne.

A pan w ogóle odpoczywa?
Nie bardzo mam czas. Co prawda główną „siłą napędową" w firmie jest zięć Rafał i dzieci, ale ja jestem po prostu człowiekiem czynu. Tak się wychowałem. Mój ojciec prowadził betoniarnię, a nas, dzieciaków, była w sumie ósemka. Tata powtarzał nam zawsze: „Chodząc do szkoły, macie dziesięć miesięcy wakacji, a potem dwa miesiące pracy". Żeby coś mieć, musieliśmy sobie sami na to zarobić. Więc w sierpniu, gdy inni kończyli wakacje, my kończyliśmy pracę. Za zarobione pieniądze mogliśmy kupić zeszyty, książki, sprzęt sportowy i inne rzeczy do szkoły. Praca towarzyszyła mi więc niemal od zawsze i nie sądzę, że byłbym w stanie tak po prostu zasiąść przed telewizorem. Owszem, myślę o sukcesji firmy i wierzę, że moje tradycje będą kultywowane, ale raczej nie jestem typem siedzącego emeryta. Choć jestem już w podeszłym wieku, nie wyobrażam sobie siedzieć bezczynnie.

Ale oprócz pracy też jest życie. Zresztą sam pan w nim uczestniczy, bo przecież śpiewa pan w chórze, angażuje się w różne społeczne inicjatywy.
Jestem organizatorem kilku imprez kulturalnych, melomanem, turystą i smakoszem łakoci. Od 2015 r Melba współpracuje z Uniwersytetem Rolniczym w Krakowie, gdzie jestem członkiem Społecznej Rady doradczej przy dziekanie Wydziału technologii żywności, a z naukowcami UR opracowaliśmy kilka technologii produkcji tradycyjnych lodów, z których trzy mają zastrzeżenia patentowe.

A plany na przyszłość?
Mamy jeszcze sporo zawodowych planów. Jednym z nich jest pomysł, który od wielu lat za nami chodzi, czyli otwarcie punktu Melby w Krakowie. Wierzę, że moim młodym współwłaścicielom się to niebawem uda.

Archiwum Przełomu nr 46/2023