Nie masz konta? Zarejestruj się

Libiąż

Tadeusz Bzibziak, czyli rowerowy ambasador Libiąża w drodze

01.10.2021 15:00 | 0 komentarzy | 4 252 odsłony | Marek Oratowski
Z ARCHIWUM TYGODNIKA „PRZEŁOM".
70-letni Tadeusz Bzibziak z Libiąża w cztery lata przejechał 100 tysięcy kilometrów. I nie zamierza na tym poprzestać. Wszystkim poleca jazdę na rowerze.
0
Tadeusz Bzibziak, czyli rowerowy ambasador Libiąża w drodze
Tadeusz Bzibziak pod libiąskim urzędem miejskim
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Marek Oratowski: Taki dystans w cztery lata to wielki wyczyn.
Tadeusz Bzibziak: Od 23 lat jestem na emeryturze. Dawniej też jeździłem na rowerze, ale znacznie mniej. Zmarła mi żona, potem syn. Pomyślałem, że muszę coś robić, żeby się nie załamać albo nie rozpić. Cztery lata temu w sklepie w Libiążu spodobał mi się rower. Cena była przystępna. Pomyślałem: a dlaczego by nie spróbować jeździć? W pierwszym sezonie wykręciłem 25 tysięcy kilometrów. Czułem się bardzo dobrze, więc w kolejnych trzech powtórzyłem ten wyczyn. Przez te cztery lata przejechałem już prawie 105 tysięcy kilometrów. Do końca tego roku jest trochę czasu, więc jeszcze ten wynik poprawię. Nie wiem, czy ktoś w moim wieku jeździ tak intensywnie. Staram się przy okazji rozsławiać rodzinne miasto. Zrobiłem sobie kamizelkę z napisem: „Libiąż – senior 70, 100 tysięcy kilometrów rowerem w 4 sezony, nr 1 w Polsce, The best”. Nawet niektórzy kierowcy robili mi z tyłu zdjęcie pleców z tym napisem.

Gdzie pan jeździ?
- Głównie po Małopolsce i Śląsku. Między innymi zrobiłem sobie wycieczkę do Pszczyny. Czasem udaje mi się coś zwiedzić. Jednego dnia najwięcej wykręciłem 150 km. Zwykle staram się zrobić 100 km. To zajmuje mi od czterech do pięciu godzin. Zima nie zima, deszcz nie deszcz, wsiadam na rower. W ciągu roku tych przejażdżek jest gdzieś 340. Teraz unikam już głównych dróg. Ruch jest na nich tak duży, że czasem uciekam przed ciężarówkami do rowu. Mam lusterko, by dobrze widzieć, co się dzieje z tyłu. Staram się jeździć głównie ścieżkami rowerowymi, choć jazdy po bardziej uczęszczanych drogach nie da się oczywiście uniknąć.

Co panu dają te wyprawy na dwóch kółkach?
- Poprawiło mi się zdrowie, schudłem 12 kilogramów. Polecam wszystkim jazdę na rowerze. Sił mam sporo. Pracowałem przez lata w kopalni na przodku, a przez pewien czas także na kombajnie, więc zaprawa jest.
To jak pan wytrzymał bez roweru tej wiosny, kiedy z powodu epidemii przez pewien czas był zakaz jeżdżenia?
- Przyznam się, że go nie przestrzegałem. Raz jechałem ścieżką rowerową prowadzącą po wale. Policjant z Libiąża w towarzystwie jakiegoś wojskowego gdy mnie zobaczyli, ruszyli za mną w pościg samochodem. Oczywiście mógłbym jakoś próbować uciec, ale nie chciałem. Zapłaciłem 120 złotych mandatu. Zostawiłem go na pamiątkę.

Awarie roweru się zdarzały?
- Może ktoś w to nie uwierzy, ale nie złapałem ani jednej gumy, choć jeździłem po różnych nawierzchniach. Musiałem tylko wymieniać części, które się szybciej zużywają. Głównie opony. No i skracałem łańcuch. Niestety, miałem też nieprzyjemną przygodę na trasie. Jechałem drogą wojewódzką i na wysokości Mętkowa, podczas wyprzedzania, starszy kierowca uderzył we mnie lusterkiem. Zatrzymał się i przeprosił. Ręka mnie nie bolała, ale nie wiedziałem, czy mimo wszystko nie odniosłem jakiejś kontuzji. Wyrzucił mi 50 złotych na maść. Miałem też wywrotkę na ścieżce rowerowej w kierunku Krakowa, jednak z mojej winy. Trochę się potłukłem, ale mogłem jechać dalej.

Co pan je i pije na trasie?
- Robię sobie sam napoje izotoniczne. Używam też żeli energetycznych, żeby uzupełnić stracone kalorie.
Bierze pan udział w lokalnych rajdach?
- Starałem się. Między innymi uczestniczyłem w rajdzie w Oświęcimiu i cyklu rajdów w Libiążu na stulecie odzyskania niepodległości.

Jak ocenia pan infrastrukturę dla rowerzystów?
- Stan dróg w ostatnich latach znacznie się poprawił. Na pewno przydałoby się jednak trochę więcej ścieżek i dróg rowerowych.

Archiwum Przełomu nr 40/2020