Nie masz konta? Zarejestruj się

Chrzanów

Porządki zacznijmy od prawdziwych problemów

07.03.2021 21:00 | 3 komentarze | 11 137 odsłon | Alicja Molenda
- Dwoma rękami podpisuję się pod postulatem uporządkowania lokalnej przestrzeni. Zacznijmy jednak od początku, nie od końca - pisze Tomasz Żołądź.
3
Porządki zacznijmy od prawdziwych problemów
Tomasz Żołądź
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas
Nie brudne, pełne piasku i nierówności chodniki. Nie dziurawe, zakurzone drogi, rudery w
centrach miast czy zaniedbane skwery. Nawet nie śmieci na trawnikach czy te wysypujące
się z przepełnionych koszy. Najbardziej nasze miasta oszpecają podobno... reklamy
lokalnych przedsiębiorców, oczywiście z wyjątkiem tych wywieszonych w trakcie kampanii
wyborczej z twarzami samorządowców.
Szczerze zdumiała mnie ostatnia dyskusja o lokalnych „uchwałach krajobrazowych", czyli
temacie, który ma być złotym środkiem na podobno największy problem przestrzeni naszych
miast. Trudno jest mi nad tym przejść do porządku dziennego, gdy kolejne osoby deklarują
dbałość o przestrzeń publiczną i zamiast zastanowić się, jak skutecznie zadbać o nasze
otoczenie, w ramach pozorowanej walki „o czystość", proponują... dobijanie lokalnych firm.
Bo tym skończą się wszelkie lokalne „uchwały krajobrazowe" - dokumenty-wydmuszki,
których celem w miastach takich jak Chrzanów, Trzebinia i Libiąż (które, jak wiemy, nie są
wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO), będzie jedynie skubanie lokalnych
przedsiębiorców.
Kolejny cios po pandemii
Za długo żyję, aby mieć złudzenia, że ewentualne zgody na reklamy będą wydawane w
sposób błyskawiczny przez urzędy. Jeśli uchwały wejdą w życie, jestem w stanie założyć się o
dobre wino, że aby wywiesić na swoim ogrodzeniu baner reklamowy, trzeba będzie składać
dziesiątki najróżniejszych oświadczeń, zaświadczeń i potwierdzeń, które skrupulatnie będą
weryfikowane przez urzędników wzywających do „uzupełnień" lub „wyjaśnień" treści.
Skończy się tym, że chcąc zareklamować wiosenne danie z truskawek w restauracji, zgodę na
wystawienie bilbordu przy własnym budynku uzyskam we wrześniu. Od czerwca trzeba
będzie załatwiać zgodę na trzy banery reklamujące świąteczny catering, a projekt bilbordu z
życzeniami wielkanocnymi będziemy zlecać w okolicach Wszystkich Świętych, aby
odpowiedni organ miał czas pochylić się nad „żółtością kurczaczka". Lokal do wynajęcia w
centrum miasta będzie stał pusty kilka miesięcy, zanim uzyskamy zgodę na wywieszenie
informacji „do wynajęcia". Mocny cios otrzyma również lokalna, niewielka przecież, branża
reklamowa - drukarnie banerów i bilbordów, dzierżawcy miejsc, właściciele tablic
reklamowych. Przykłady szkód dla lokalnych biznesów, oparte o już popełnione błędy innych
miast, można mnożyć.
Porządkujmy, ale z głową
Ograniczenia reklamowe utrudnią start nowym firmom w niemal każdej branży. Osłabione
przez pandemię lokalne biznesy, umiejscowione na sołectwach albo na osiedlach nieco
oddalonych od centrów czy głównych dróg, nie będą miały możliwości „pokazania się na
mieście", zaproszenia do swojego salonu, sklepu czy restauracji. Pozostanie internet -
oczywiście, reklamy na Facebooku są skuteczne, Google Ads też lokalnie pomagają, dlatego
też dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy złotych, będą szły do olbrzymich międzynarodowych
molochów z Doliny Krzemowej, którzy w Polsce nie zapłacili (i raczej nie zapłacą - nie mam
co do tego większych złudzeń) złotówki podatku.

Dwoma rękami podpisuję się pod postulatem uporządkowania lokalnej przestrzeni.
Zacznijmy jednak od początku, nie od końca. Skupmy się na tym, co naprawdę przeszkadza,
bo nie wierzę, aby ktokolwiek twierdził, że metalowe budy na śmietniki, które ostatnio
pojawiły się przy niemal każdym bloku, szpeciły mniej naszą wspólną przestrzeń niż reklama
lokalnej restauracji czy hotelu.
Uchwały tego typu nie załatwią ani usunięcia wszechobecnego kurzu z ulic i chodników,
dokumenty te nie opróżnią regularnie koszy na śmieci, nie zadbają o zieleń w centrum, nie
poprawią stanu chodników przy głównych ulicach miast i nie wyburzą ruder szpecących serca
miejscowości. Dadzą za to złudne poczucie, że „coś się robi dla czystości" w gminie.
I z takim przekazem dot. „porządkowania przestrzeni", nasi samorządowcy, za nieco ponad
dwa lata, będą chcieli wyjść do mieszkańców. W jaki sposób? Oczywiście na banerach
powieszonych na każdym płocie, siatkach reklamowych na co drugiej kamienicy i bilbordach,
które wówczas dostawią, a pozostałe zakleją swoją podobizną. Wówczas „porządkowanie
przestrzeni od reklam" nie będzie takim palącym problemem.

Tomasz Żołądź, autor opinii, jest przedsiębiorcą i menadżerem z doświadczeniem w międzynarodowych
korporacjach. Pełni funkcję wiceprezesa Chrzanowskiej Izby Gospodarczej, jest twórcą
znanych lokalnych marek, m.in. lidera branży kominkowej - firmy TiM Kominki. Mieszka w Trzebini.