Chrzanów
Lekcje w terenie i praktyka, a nie sama teoria - klucz do sukcesu w pracy nauczyciela
14 października obchodzony jest Dzień Komisji Edukacji Narodowej. Nauczyciele mają swoje święto. Z tej okazji rozmawiamy z Teresą Bigaj z Chrzanowa, emerytowaną nauczycielką fizyki, o tym, jak powinna wyglądać nauka w szkole i dlaczego tak nie jest.

Moim zdaniem strategicznym powodem jest brak stabilizacji. Ciągłe reformy źle wpływają na nauczanie. Zmiana systemu z ośmiu klas szkoły podstawowej i wprowadzenie - jak się okazało na chwilę - gimnazjów, potem znów powrót do ośmiu klas, pociąga za sobą zmianę podstawy programowej. A z nią wciąż od nowa muszą zapoznawać się nauczyciele. To nie jest łatwe i niczemu dobremu nie służy. Pamiętam jak jeszcze w PRL-u był projekt wprowadzenia w podstawówkach dziesięciu klas zamiast ośmiu. Bardzo długo nauczycieli do tego przygotowywano, choć w rezultacie i tak nic z tego nie wyszło. Zamieszanie i brak stabilnej ciągłości w polskim szkolnictwie - wtedy i obecnie - nie sprzyja pracy nauczycieli.
Miałam okazję zapoznać się z systemem szkolnictwa w Stanach Zjednoczonych, gdzie przebywałam przez 5 lat. Tamtejsza jasna struktura organizacyjna i niezmienność reguł sprzyjają nauce i budowaniu autorytetu nauczyciela. Tam nauczyciel to jest ktoś.
Była pani nauczycielką, ale też dyrektorem gminnym w randze inspektora oświaty w latach 80. Co się zmieniło na przestrzeni lat w polskiej szkole?
Przede wszystkim wielu nauczycieli, ja też, kończyło liceum pedagogiczne, które doskonale przygotowywało do zawodu. Byliśmy zapoznawani od podszewki z całą metodyką pracy z dziećmi i młodzieżą. W chwili obecnej, aby podjąć pracę pedagogiczną wystarczy 3-letnie studium licencjackie z przygotowaniem pedagogicznym.
Teraz z powodu braku nauczycieli, w szkołach są zatrudniane osoby bez wykształcenia pedagogicznego...
I to jest tragedia, bo trzeba mieć solidną wiedzę i umiejętności w pracy z dziećmi.
W jaki sposób pani pracowała?
Często stawiałam na lekcje w terenie. Uważam, że takie lekcje pokazowe są najważniejsze, a uczniowie najwięcej z nich rozumieją i zapamiętują. Tak właśnie uczyłam dzieci fizyki: prawa Pascala czy Archimedesa uczyłam na górskich szlakach. Zaszczepiałam w młodzieży miłość do gór i pasję do turystyki. Do dziś wielu byłych uczniów mi za to dziękuje. Nie tylko teoria tłuczona do głowy jest ważna. Praktyka - uczenie życia - jest tym, co dla ucznia jest najistotniejsze. Zawsze pokazywałam swoim wychowankom tę praktyczną stronę wiedzy, np. jak działa elektryczność, jak z niej korzystać. Bezmyślne wkuwanie nie ma większego sensu, zresztą taką wiedzę szybko się zapomina. Uważam, że obecna podstawa programowa jest przeładowana zbędnymi wiadomościami. A praca nauczycieli jest sprowadzona w dużej mierze do papierkowej roboty. System i ciągłe "reformy" niszczą oświatę.
Z okazji dzisiejszego święta składam wszystkim pedagogom i nauczycielom życzenia spełnienia wszystkich postulatów nauczycielskich dotyczących oświaty.
***
Teresa Bigaj jest również autorką książek: "Dzieje Rodziny Sroków" oraz nowej - "200 lat oświaty w Babicach". Niebawem na łamach "Przełomu" ukaże się rozmowa o tej nowej publikacji.
Komentarze
5 komentarzy
Potwierdzam co napisała jadwiga452. Jakoś ciężko żebym przypomniał sobie część praktyczną w postaci doświadczeń na lekcjach u Pani Teresy. O lekcjach w terenie to się z artykułu dowiedziałem. Nie wiem gdzie pracowała Pani Teresa w USA przez 5 lat, bo na pewno nie w szkolnictwie. To co mówi o oświacie w Stanach Zjednoczonych i autorytecie nauczyciela nijak ma się do rzeczywistości.
Bez dobrej znajomości matematyki, wzory fizyczne stają się czarną magią, na szlakach górskich się ich nie zgłębi. Bardzo dobrym pomysłem jest zatrudnianie w charakterze nauczycieli specjalistów bez przygotowania pedagogicznego. Nie sądzę jednak, by np. jakikolwiek programista skusił się na pracę w szkole za tak marne wynagrodzenie. I tu się koło zamyka.
Nie o to do końca chodziło ale ta kobieta uczyć nie umiała
Fizykę wykuć na blachę :-)
Niestety kobieta nie umiejąca uczyć i dzieliła uczniów w klasie gdy była klasówka. Uczeń nawet słabszy nie miał szans dostać lepszej oceny choćby wykuł na tak zwaną „blachę”.